Kobiety zdziwione popatrzyły na siebie.
— Przecież los zbliżył mnie do waćpana — przemówiła starościna, wdzięcząc się pociesznie — proszęż przede mną nic nie taić, bo mnie to obchodzi. Słowo daję, interesuje mnie... Co pan będziesz robił w Warszawie?
— Ja, pani Starościno dobrodziejko — rzekł młodzian — mam obietnicę ks. Konarskiego, a poniekąd i przyzwolenie ks. Kanclerza, że mi w kancellaryi jego miejsce dać mają.
Kobiety znów spojrzały i ruszyły ramionami.
— Proszę! — odezwała się Starościna — a to dziwnie się składa! U ks. Kanclerza!! No — a potém jakież projekta?
— Nie robię żadnych na przyszłość — odezwał się otwarcie Teodor — fortuny nie mam, dorabiać się muszę — nie wiem, co mi Bóg da...
Spojrzał na Generałównę, która za Pana Boga zdawała się chciéć ręczyć, iż wszystko pójdzie dobrze, a Starościna z westchnieniem szepnęła:
— Są przeznaczenia!! Młodzieniec, tak szlachetny i miły, pewnie na świecie szczęśliwym być musi...
Oczy otoczone zmarszczkami tak czule spojrzały na Teodora, że Lola o mało nie parsknęła. Ciocia ją bawiła...
— Ja — dodała Starościna ciszéj — zaszczycam się łaskami księżnéj, bywam często w Wołczynie, pozwolisz asindziéj, ażebym go poleciła...
Todzio podziękował bardzo pięknie.
Czasu wieczerzy, która trwała długo, i — jak na podróżną, na prędce zgotowaną, była dosyć wykwintną, zadawano Teodorowi pytania różne o domu, o matce, o ojcu, — opowiadano wiele pięknych rzeczy, a w końcu Lola umiała tak Starościnę z siostrą Generałową w rozmowę wpędzić ożywioną, że sama musiała podjąć się zabawiania gościa i odprowadziła go ku oknu.
Jaki znalazła przedmiot do rozmowy z tak mało znajomym człowiekiem, jak go potrafiła ośmielić, — było jéj tajemnicą. W końcu Generałowa niespokojnie zaczęła spoglądać ku córce, objawiającéj tak żywą wdzięczność za ocalenie życia ciotki. Ale oboje młodzi mówili wolno, o rzeczach zupełnie obojętnych, nic im zarzucić nie było można; a co oczy ich i uśmiechy powiadały sobie, ani Starościna, ani matka nie odgadywały.
Starościna mówiła w duchu: gdyby to nie było takie kurczę jeszcze, gotowa-bym być zazdrosną; ale u Loli pstro w głowie... jéj aby się pośmiać i potrzpiotać...
Głównym przedmiotem rozprawy pomiędzy Lolą a młodzieńcem był pierścionek, ofiarowany mu w imieniu ciotki. Naprzód mu oznajmiła Generałówna, że dopuściła się oszukaństwa na nim, bo w zamian dostała daleko piękniejszy ze smaragdem w brylantach.
Teodor odparł, że gdyby ten, który otrzymał od niéj, słomianym był, nie oddał-by go za żadne skarby w świecie. Panna wcale się temu nie zda-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.