Teodor w kilka dni instynktem już czuł, jak powinien był być ostrożnym.
Zbytek nawet gorliwości był tu niebezpiecznym, jeśli dane instrukcye przekraczał, bo książę nie dopuszczał, aby ktoś nad niego rozumniejszym być miał prawo.
Trzeba było ostrożności w słowach, na każdym kroku, a w ostatku obchodzić się bez pochwał, bo témi nierad książę obdzielał.
Jakim sposobem, w pierwszych zaraz dniach, potrafił sobie pozyskać Kanclerza Teodor — było dla niego tajemnicą, a dla starszych urzędników kancellaryi zagadką. Książę nie mówił nic, nie chwalił wcale, ale się ochotniéj posługiwał nowicyuszem, niż wielu starymi, wiedząc, że on jak najściśléj starać się będzie trzymać skazówek i rozkazów; — zazdrosni próbowali ośmieszyć przybysza i szkodzić mu bezskutecznie, bo Kanclerz nawykł był sądzić sam przez siebie, i wpływem na niego nie mógł się nikt poszczycić.
Już w Warszawie czynności było w kancellaryi bardzo wiele, listów rozpisywano mnogość wielką; gdy Kanclerz do Wołczyna wyciągnął, przybyło jeszcze zatrudnienia Teodorowi...
Dwór to był, na którym młodzież ani się zabawić nie mogła, ani przystępu na pokoje nie miała. Najpierwsi zaledwie dostojnicy dopuszczani bywali do Kanlerza, kóry, za całą rozrywkę, czasem wieczorem do gry zasiadał, przy któréj jeszcze de publicis najwięcéj głośno i półgłosem traktowano. Stół dla dworzan był osobny, a zbytku żadnego, oszczędność skrzętna, przy występach pańskich dla oka.
Dień i noc latali ztąd posły i posłańce, przybywali z doniesieniami klienci, snuły się najrozmaitsze intrygi, a opanowanie trybunałów, sejmików, formowanie partyi, przeszkadzanie przeciwnikom, nie dawało spczynku. Czartoryscy, stojąc otwarcie przeciwko dworowi i możnym takim, jak Wojewoda Wileński i Hetman Branicki, potrzebowali miéć za sobą szlachtę, aby pomoc Rossyi poparła i nie wystrychnęła ich obojętnością na wodzów fakcyi... Trzeba więc było ciągle słać, poić, namawiać, jednać, ściągać, obiecywać, i co w sobie niepopularnego miało samo zadanie reformy instytucyi, pokryć obietnicami innych w przyszłości zdobyczy. — Przyrzekano urzędy, starostwa, beneficya, tytuły, a na ostatek wyzyskiwano niechęci i obrazę. Książę Wojewoda Wileński do pewnego stopnia ułatwiał czynności Czartoryskim, dokazując okrutnie, i robiąc sobie nieprzyjaciół, których Familia natychmiast pozyskiwała.
Najprzykrzejszém dla Teodora, w czasie pobytu w Warszawie, w podroży i w Wołczynie nawet, było to, że wszyscy od niego unikali, nikt mu się nie okazał życzliwym, stronili najbliżsi, koso patrzali towarzysze i starszyzna.
Nad większą częścią ich miał tę wyższość Teodor, że językiem ówczesnego wyższego świata, to jest po francuzku, dzięki wychowaniu przez matkę, mówił doskonale.
A że u Pijarów, choć nie na Alwarze, wprawił się dobrze w łacinę i chwycił coś niemieckiego, nieustannie się nim posługiwać musiano.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.