Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

klucznica na drugim folwarku, albo kuchmistrz chory. Przecie, dzięki Najwyższemu, w dostatki opływamy; ale są takie dnie... to każdemu wiadomo.
— Dajże wódki i chleba! — krzyknął niecierpliwie Chorąży — z reszty cię kwituję!
Stary sługa ruszył z kopyta; Chorąży z Sekretarzem zostali. Kanonik, zasępiony, spoglądał to na okna, to na gościa, który zdawał się, żałością niezmiernie przejęty, zapominać, gdzie był i co się z nim działo.
— Zginęliśmy! — zamruczał...
— Panie Chorąży! nie pierwsze to bezkrólewie — odparł Kanonik — dzięki Bogu, Prymasa mamy i innych dostojnych stróżów bezpieczeństwa publicznego...
— A tak! wam o tém dobrze mówić! — zawołał Chorąży — wam się nic nie stanie pewno; sutanny i krzyża z jegomości nie zdejmą; ale nas zjedzą, zduszą, zdezolują, bo wojna domowa nieunikniona... quod Deus avertat! Zgadnij Jezu, kto cię bije!! nie wiedziéć, kędy się obrócić!!
Gdy to mówili, w progu już ukazał się poważnie kroczący stary, na drewnianéj tacce, nakształt deszczułki z poczerniałą obwódką kruszcową, niosący flaszkę kwadratową, prostym korkiem, na sznureczku do szyjki przytwierdzonym, zatkniętą. Na miseczce obok było trochę soli, a na drugiéj kilka kawałków razowego chleba.
Niosąc, uśmiechał się: — Pan Chorąży przebaczy; kredencerz wszystkie srebra pozamykał... z pośpiechu, co było pod ręką, niosę, bo inaczéj godzinę-by czekać potrzeba!
Jakoś szydersko popatrzył gość i do flaszki się wziął, w któréj płyn mętny widać było. Odetknąwszy ją, przyłożył do nosa i głową pokręcił.
— Ależ kotłówka wasza! — mruknął...
— Na podręczu co było; bo gdańskie wódki i rosolisy klucznica pozamykała, a ta jak pójdzie po gospodarstwie...
Sekretarz, ku któremu się zwrócił Chorąży, nie wielką miał do wódki ochotę; jednak przyjął pół kieliszka. Obaj, napiwszy się, splunęli i zakąsili chlebem z solą.
— Jak ono jest, to jest — odezwał się stary, z tacką stojący — chleb z solą po wódce najzdrowsza rzecz, fraszka piernik toruński; Książe Wojewoda nigdy niczém nie zakąsi, tylko chlebem z solą.
Chorąży jeszcze chleb miał w ustach, gdy się pożegnał; Kanonik go aż do ganku odprowadził. Tu, spójrzawszy, przed officyną zobaczył pachołka Paklewskiego, który już do odjazdu konie w gotowości trzymał. Skrzywił się na to.
W téj chwili krytycznéj, po odebraniu wiadomości od Chorążego o śmierci królewskiéj, należało się dobrze rozmyślić: jak odpisać Kanclerzowi, aby go sobie nie zniechęcić. Kanonik pobiegł spiesznie nazad do gabinetu, gdzie Wojewodzica zastał przed krucyfixem, stojącego z rękoma złożonemi, oczyma zamknię-