— Oprócz tego jednego, a najprostszego, co to zło wyrządzone naprawić mogło — dodał ksiądz.
— Wiecie ojcze, że to było niepodobieństwem! — zawołał Hetman.
— Grzech był naturalnym, zadośćuczynienie zaś — niepodobieństwem! — mówił O. Elizeusz, — taką jest ta moralność świata waszego!!
Branicki począł się przechadzać po celi, zadumany i smutny.
— Wierzcie mi — zawołał poruszony — uczyniłbym i uczynię — wszystko...
— Nic nie potrzeba, jeno boléć nad tém, co się stało... Wy panowie za wszystko chcecie płacić.
— Jam i skruchą płacił i łzami.
— Boś nie mógł złotem! — dodał ksiądz.
— Ojcze mój! — zawołał, zbliżając się do niego Hetman i chwytając go za ręce — mów, co mam uczynić?! zrobię, co każesz!
Starzec zmilczał.
— Wszystko Bóg przebacza, nie miałżeby mi darować tego przestępstwa?
— Do Boga z tém, nie do mnie, — odparł ksiądz — ja w sądach Jego nie siedzę.
Hetman, znowu niespokojny, przeszedł się parę razy po celi, a O. Elizeusz na swoje wróble patrzéć zaczął.
— Wiecie o celu méj podróży — odezwał się, zbliżając do niego Hetman. — Wy, co widzicie przyszłość jasno, powiedzcie mi...
— Nie pytaj mnie, boś sam rzekł, żem surowy i zgorzkniały — odpowiedział stary. — Jedziecie pełni nadziei, witani zawczesnemi okrzykami; a powrócicie cicho i znękani, bo grzechów waszych więcéj idzie za wami, niż waszych adherentów i klientów.
— A moi przeciwnicy nie mają ich? — odparł Hetman.
— Cóż wiecie o ich losie? — rzekł ksiądz — azali zwycięztwo dla nich nie będzie zabójstwem i samobójstwem, a korony ich cierniem, a berła ich trzciną, którą wiatr skruszy?
Cóż wiecie, azali w walce nie polegną wszyscy wodzowie i wojska wszystkie, za to, że brat powstał przeciwko bratu, a co spojone być powinno, rozdwojone zostało samolubstwem! Zaprawdę, mówię ci, żaden grzech nie pozostanie niepomszczonym, ani twój, ni brata twojego, ani ojców waszych, ni dzieci, które w grzechach na świat przyjdą!
Zmienił się, mówiąc O. Elizeusz, i z pokornego staruszka urósł na proroka natchnionego; Hetman téż, który się z początku oburzał i okazywał opór dumny, teraz zwyciężony i przejęty, stał przybity wyrokiem, który grzmiał nad głową jego.
— Straszne są słowa wasze! — szepnął cicho.
— A samiście mi je z duszy głębin wyrwali, bom ja ich nie wywoływał, aby nie stały przede mną te widma, co łzy wyciskają za późne.
I zamilkł starzec, głowę spuszczając.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.