Branicki zniżył głos; chód dał się słyszéć w drugim pokoju; Łowczycowa, przerażona nim, twarz schowawszy w dłonie, sparła się drżąca o ścianę; Hetman z ostrożnością wychylił głowę i zobaczył wchodzącego, z twarzą przestraszoną, D-ra Clement’a...
Odetchnął lżéj i wysunął się pośpiesznym krokiem ku niemu. Francuz był zmieszany, i patrząc na Branickiego, począł bełkotać:
— Ale godziłoż się tak narażać! to nie do przebaczenia!
Hetman przybrał twarz smutną.
— Nie łaj-że mnie, proszę cię; zdawało mi się, że tym krokiem choć w części naprawię, com zbroił...
A! krok każdy ciągnie za sobą, niestety, nieobliczone następstwa...
Pochylił się do ucha Clement’a.
— Mój drogi, staraj się ją uspokoić; wpadła w szał... nie masz wyobrażenia, com ja się tu nasłuchał.
— Owszem — odezwał się Clement — jabym to był przepowiedział z góry, znając Łowczycową. Nie godziło się bez rady niczyjéj narażać na to...
— Coż mam robić? — spytał Hetman, który wahał się jeszcze odjechać, zostawując Łowczycową w tym stanie rozdraźnienia.
— Nie pozostaje nic więcéj, tylko się oddalić — rzekł doktor. — W Białymstoku panuje największy niepokój, najdziwniejsze domysły. Musimy powracać. Ja téż tu nie mogę się zatrzymać; muszę mu towarzyszyć...
Branicki radę tę przyjął z niechęcią wielką.
— Co mi tam! — rzekł. — Z takim ciężarem losu téj nieszczęśliwéj na sumieniu nie chciałbym, nie mogę, odjechać... Waćpan wiesz? ona syna posłała w usługi Czartoryskim!.. Jego! Rozumiesz ty to?
Doktor spuścił głowę.
— Wiedziałem o tém.
— Uczyniła to umyślnie — dodał Hetman. — Jest to rzecz bez wielkiego, bez żadnego może znaczenia dla mnie; ale głęboko mnie dotykająca...
To mówiąc, Hetman na drzwi pokoju Beaty wskazał ręką doktorowi, dając mu rozkaz, aby wszedł. Clement się zawahał; wreszcie posłuszny zbliżał się już ku nim, gdy ze środka gwałtownie je zamknięto. Branicki i on pozostali chwilę w niepewności, i doktor naglić począł do odjazdu.
Późno było; wycieczka ta musiała być dostrzeżoną, kommentowaną i najrozmaiciéj tłómaczoną. — Niemal gwałtem pociągnął Francuz za sobą Hetmana, i zmusił go wsiąść na konia. Branicki, posępny, zadumany, z pomocą chłopca nie łatwo się wdrapał na siodło i koniowi puścił wodze. Karyolka Clement’a zdala za nim zdążała.
Gdy, po oddaleniu się ich, niezmiernie przestraszona Barszczewska zaczęła stukać do sypialnego pokoju, a wewnątrz nie usłyszała najmniejszego poruszenia, musiała biedz po ludzi i okno kazać wyjąć, domyślając się jakiegoś nieszczęścia. Łowczycową znaleziono omdlałą, w kącie izdebki.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.