Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

Długiego czasu potrzeba było, aby ocucić ją i uspokoić. Zaniesiono ją do łóżka, robiono co instynkt podyktował, okładano, pojono; i po płaczu a łkaniu, które do nocy trwały, chora snem jakimś chorobliwym usnęła.
Życie w tém wątłém ciele trzymało się cudem jakimś; w dni kilka Beata wstała, aby jak dawniéj zasiąść w swéj izdebce nad objawieniami S. Brygitty.
Zatopioną w nich zastał list Teodora, pisany z Wołczyna, już po powrocie z Bożyszek... Nie było w nim naturalnie żadnéj wzmianki o innéj podróży, oprócz do Wilna.
Teodor w Wołczynie znalazł wszystkich ożywionych wielkiemi nadziejami, czynnych niezmiernie, naradzających się dniem i nocą. Gdy przeciwne stronnictwo Branickiego i Radziwiłła hałasowało, odgrażało się, prawie pewne zwycięztwa, skupiało wojska, ściągało szlachtę, spieszyło do stolicy; Familia tajemniczo przygotowywała się do zadania mu śmiertelnego ciosu: Książę Kanclerz, znający doskonale naturę kraju, z którym miał do czynienia, wiedział, że w próżnych poruszeniach, manifestacyach i okrzykach, straci siłę do czynnego działania. On swoję oszczędzał i skupiał w cichości.
Teodor donosił matce, iż miał poufne posłannictwo, z którém znowu wyjeżdżać musiał. — Winien on je był zapewne temu, że pierwszą swą missyą szczęśliwie odbył, i zdał z niéj sprawę w myśl Księcia Kanclerza, skromnie a roztropnie; winien i temu, że milczéć umiał... Więc, choć młody i niewprawny, odebrał polecenie zawiezienia kilku słów — (może i nie samych słów tylko), księdzu Młodziejowskiemu, ulubieńcowi starego Prymasa Łubieńskiego...
O tém nie pisał on matce, chwaląc się tylko w ogólności, iż Książę Kanclerz względnym był dla niego bardzo i łaskawym, za co téż czuł niewysłowioną wdzięczność. —
Po powrocie z Bożyszek zastał w Wołczynie takie poruszenie i umysły zaprzątnięte sprawami publicznemi, iż list Wojewodzica, który przywiózł, leżał podobno nierozpieczętowany dni parę. Przypadkiem wziął go do ręki Książę Kanclerz, odczytał, nad stylem się począł unosić szydersko, wyraził się o autorze w sposób sobie właściwy, a niezbyt delikatny, ruszył ramionami i — o wszystkiém zapomniał...
Teodor tym razem z większą eskortą, w sekrecie wielkim, puścił się ku Skierniewicom.


∗             ∗

Są ludzie, jakby do pewnych przeznaczeń zrodzeni, którzy, nim na tor właściwy trafią, nieznaczącymi się zdają i wyczekują swéj godziny, a gdy ich los postawi na drodze, którą zająć byli powinni, z dnia na dzień rosną i stają się do niepoznania różnymi od poczwarki dni wczorajszych. — Są i tacy, którzy swéj godziny nie doczekają nigdy w życiu i zmarnieją a zwiędną, niepoznani,