Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

bo zasklepieni w sobie. — Jedni téż mają wiedzę swych przeznaczeń, drudzy — poczucie ich dopiéro w godzinie stanowczéj.
Pan Teodor Paklewski należał do rzędu tych istot szczęśliwych, które nie czekają długo na objawienie się im doli, jaka ich czeka. Wychowanie u Pijarów było przygotowaniem bez wiedzy jasnéj, do czego prowadzić miało; czuł tylko, że pracować musi, służyć, aby się wybić na wierzch i zdobyć znaczenie..
Dziwny a szczęśliwy skład okoliczności, zaraz na wstępie, otworzył mu kancellaryą jednego z najmądrzejszych dostojników Rzeczypospolitéj; Książę orlém okiem poznał w subjektum tém doskonałe narzędzie, i, mimo zazdrosnych a niechętnych, pochwycił je w dłoń silną. Tego było dosyć Teodorowi, aby się w słoneczném cieple nadziei, z niesłychaną szybkością, ze zdumiewającym talentem, rozwinął. Z nieśmiałego młodzieńca, naraz stał się niemal wytrawnym dyplomatą — i poczuł, że, idąc za skazówkami pryncypała swojego, może się pokusić o daleko czynniejszą i ważniejszą rolę, niż marzył w początku.
Jedyném dla niego prawidłem było ślepe posłuszeństwo przewodnikowi, trzymanie się jego skazówek co do celu, a taki wybór dróg dla osiągnięcia go, któryby, nawet w razie niepowodzenia, nie tamował dalszych czynności.
Książę Kanclerz, któremu właśnie zbywało w téj ważnéj chwili na ludziach bystrych a nie wydatnych, zdolnych a nie zbyt już znanych, na ostatek oddanych mu i niedających się uwodzić nikomu, chwycił się młokosa, od razu w nim oceniwszy materyał nieoszacowany.
W istocie Teodor, jakim w kilka miesięcy pobytu w Wołczynie stał się pod kierunkiem Kanclerza, nie był wcale podobnym do tego pięknego chłopaka, zdrętwiałego, nierozgarniętego, na pół uśpionego, jakim go widzieliśmy w Borku i na drodze do Warszawy.
Patrząc na to rozbudzenie się w nim władz, które wprzódy nie dawały znaku życia, postrzegacz każdy byłby musiał mimowoli domyślać się, że krew i ród przynoszą chyba z sobą spadkobierstwo jakieś i stawiają od razu uprzywilejowanego potomka na tym stopniu, na jakim poprzednicy jego skończyli.
Paklewscy wprawdzie nie byli nigdy statystami wielkimi, ani politykami; lecz — któż wié — wziął może po matce Teodor bystrość władz — nie dość na tém — jakby świadomość i przeczucie wielu rzeczy, innym zakrytych.
Inaczéj trudno sobie wytłómaczyć było tę niesłychaną łatwość, z jaką Todzio wnet w każdém położeniu umiał się rozpatrzyć i znaleźć stanowisko odpowiednie roli, jaką grać potrzebował.
Książę Kanclerz, obawiając się miłość własną i zarozumiałość w nim rozbudzić, nie chwalił go nigdy, próbował raczéj czynić mu zarzuty, wystawiał go na wielce trudne experymenta i, zdziwiony mocno, nie mógł go pochwycić na słabostce żadnéj. Nie okazywał mu łask wielkich, bo temi mało w ogóle szafował; ale téż przestał się obchodzić tak wzgardliwie, jak w początkach.