Z Księciem-Prymasem Łubieńskim samo traktowanie dla Familii niezmiernie trudném się zdawało, bo Inter-Rex winien był całą swoję krescytywę dworowi Saskiemu, przeszłością swą należał do przeciwnego stronnictwa, wszyscy oddawali charakterowi jego, pobożności, skromności, uczoności — należną sprawiedliwość; zdawało się niepodobieństwem pozyskać człowieka, który na tak wysokim stał szczeblu, iż nic już zapragnąć nie mógł, niczém go kupić nie było podobna.
Bez Prymasa Familia do swoich celów dojść mogła z trudnością. Nie było bezprzykładném w dziejach pominięcie go; w danych jednak okolicznościach narażało na niebezpieczeństwo — mogło wywołać wojnę domową, któréj chciano uniknąć.
W chwili, gdy nieznaczny ów człeczek ruszał się z Wołczyna ku Skierniewicom, właśnie ztamtąd dwór Prymasa wynosił się do Warszawy, mając tam stanąć na straży pokoju i bezpieczeństwa Rzeczypospolitéj. Przyjaciele Prymasa chcieli go mieć nie pozornym, ale istotnym Inter-Rexem, któryby stanął po-nad fakcye i obozy, nie dając im się rzucić na siebie.
Prymas Łubieński był od początku długiéj drogi, jaką przebiegł, aż do najwyższéj stolicy w Rzeczypospolitéj, zawsze jednym i sobą: cichym człowiekiem pracy, pobożnym, prostego ducha, prawym ale dającym sobą powodować w rzeczach świata, które za mniejszéj wagi uważał.
Gdzie zachodziły intrygi polityczne, konszachty, spiski owe otwarte, jakie za Sasów pod oczyma królów się knuły i plątały, Łubieński rad drugim miejsca ustępował.
Nie widział w tém jasno, a może ludzkim sprawom udziału w dziejach świata nie przyznawał w duchu téj wagi, w jaką inni wierzyli; kunktator, rozważny, nie rychło się na krok stanowczy ważąc, Prymas był niejako widzem biernym wypadków, stojącym na straży, raczéj, niż czynnym w nich sprawcą.
To znamię jego charakteru, wybitniejsze jeszcze z wiekiem, doskonale ocenili Czartoryscy, i wiedzieli, że będą mogli korzystać z tego, co zwali słabością Prymasa. Równie téż trafnie poznali niezmiernie ruchawego, zdolnego, ambitnego, chciwego dźwignięcia się, zasłużenia i urośnięcia jakimkolwiek kosztem, Młodziejowskiego, który z każdym dniem większą zdobywał władzę nad sędziwym Prymasem.
Młodziejowski był jednym z tych ludzi, dla których sukienka służy za narzędzie, za pokrywkę, za pasport do przeciśnięcia się wśród tłumu. Z jednéj strony starając się służbą nadzwyczaj uprzedzającą, powolną, trafną, pokorną, zyskać zaufanie i łaskę Łubieńskiego, z drugiéj zręczny Audytor prymasowski badał kraj i położenie, aby je wyzyskać dla siebie.
Człowiek nowy, bez przeszłości i węzłów, któreby go z jakimkolwiek obozem łączyły, Młodziejowski mógł swą pomoc ofiarować więcéj-dającemu, lub przynajmniéj więcéj-obiecującemu. Bystre oko zawczasu mu dozwalało przewidziéć przyszłość. Obóz, w którym przewodzili: wesoły a butny Książę
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.