— Proszę! jaki zuchwały! — rozśmiało się dziewczę — mogłabym odpowiedziéć na to, że koniec trzewiczka mego, który pan widzisz, starczy...
— Mam się rzucić i pocałować go? — zawołał Teodor.
Dziewczę pierzchnęło z szelestem, jak kuropatwa, która się z krzaków porywa...
— Gdyby to starościna zobaczyła, omdlałaby! — poczęła żartobliwie — a mama-by mnie zasadziła na pokutę, i pana skazała na wygnanie. Z daleka uwielbiać pozwalam moje wdzięki, po cichu!! dyskretnie!
Teodor się skłonił. Ton rozmowy pozwalał mu przyłożeniem ręki do serca odpowiedziéć.
— Co pan tu robisz? — przerwała szybko Lola — bo, żebyś pan za Starościną gonił, nie uwierzę. Drugi raz jéj ratować nie będziesz miał zręczności; wody się lęka od téj pory, tak!!
— Któż wié! może z ognia! — rzekł Teodor.
Lola się śmiać zaczęła.
— Dawno pan tu jesteś?
— Od wczoraj.
— Wiedziałeś o nas?
— Wcale nie!
— Nie przeczułeś pan!
Todzio spuścił głowę.
W téj chwili wchodziła Starościna.
— Ciociu najdroższa — zaszczebiotała, podbiegając ku niéj, dzieweczka. — Pan Paklewski nie przeczuwał, że ciocia tu jest!! Przecież pomiędzy wybawicielem a wybawioną powinien być węzeł, który drga uczuciem i...
— A nie pleć-że ty, sroczko jakaś! — przerwała Starościna, dając jéj klapsa wachlarzem, który w ręku trzymała.
Odwróciła się do Teodora.
— Cieszę się, że pana tu widzę; — rzekła, rączkę podając do pocałowania...
Lola, stojąca za ciotką, dygnęła poważnie, gdy, pośpieszająca do salonu Generałowa od dalszych figlów ją wstrzymała. Teodor musiał za starszemi paniami iść ku kanapie i zasiąść do poważnéj rozmowy.
Okoliczności w istocie czyniły ją poważniejszą, niż zwykłe szczebiotanie tych pań; wszyscy, nawet one były pod wrażeniem wypadków i wieści, które szły z niemi w parze.
Zaczęto mówić o pięknym Stolniku Litewskim, o Wojewodzicowéj Mścisławskiéj i jéj współzawodniczce do jego serca; o kalece Królewiczu, o Hetmanie, o Familii. Panie, które z miasta właśnie przybywały, wioząc obfity plon plotek, wyprzedzały się z wiadomostkami...
Teodor słuchał z zajęciem.
I Starościna, i siostra jéj, nie tając się przed sługą Księcia Kanclerza,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.