— Rachuję, że mi pani Starościna dopomoże do tego. Tu, na gruncie neutralnym, spotkanie się niby przypadkowe...
— A! co to za filut! co to za filut! — głośno odezwała się Starościna. — Proszę! ktoby się to po téj mince jego pokornéj i skromnéj spodziewał!
— Słowo daję cioci, — przerwała Lola zdaleka, — że ja zawsze tego pana miałam za okropnego filuta...
— A ja — nie! — dodała na przekor Generałowa.
Tymczasem Teodor pocałował w rękę Starościnę, dla skaptowania jéj łaski, i rzekł cicho:
— Rachuję na panią Starościnę!
Dawano do stołu i uszczęśliwiona wdówka podała rękę swojemu wybawcy, bo nikogo więcéj dnia tego nie było. Gdy szli do drugiego pokoju, w drodze, po krótkim namyśle, coś mu szepnęła do ucha poufnie.
Lolę bawiły te zaloty cioci, ale Generałowa zaczynała się niemi niepokoić na prawdę.
— Kto go tam wié? — pomyślała w duchu, — chłopak się może obliczył, co starostwo przynosi i co siostrunia ma; gotów nam ją zbałamucić! Nie ma nic — albo to się takie małżeństwa nie trafiały?
Dla Generałowéj nic straszniejszém być nie mogło nad samo przypuszczenie, że ktoś-by jéj tę najukochańszą siostrę mógł odebrać i pozbawić — starostwa.
Surowym wzrokiem mierzyła Teodora, który twarz miał tak wyjaśnioną, pogodną, taki wyraz tryumfu na niéj, że nim w istocie mógł nastraszyć. Nadzwyczaj szczęśliwie los mu usłużył.
Lola patrzała nań, usiłując tylko odgadnąć: co mogło sekretnego między nim a ciocią obudzać taką radość w obojgu? Było to dla niéj zagadką, bo że Teodor nie mógł przecie oświadczyć się Starościnie i otrzymać od niéj przyrzeczenia, tego była aż nadto pewną.
Obiad upłynął na rozmowie o sprawach powszednich: kto przyjechał, gdzie stanął, jak się złożył dwór Prymasa, który z Kasztelanów na nim marszałkował, co donoszono z Drezna i t. p. Natychmiast po wstaniu od stołu, nieszczęśliwa Generałowa wzięła siostrę na konfessatę, a Lola z tego skorzystała, aby się do Todzia przybliżyć.
— Czy mam panu powinszować? — zapytała.
— Nie wiem czego!
Lola przybliżyła się do niego.
— Oświadczyłeś się Starościnie! — dodała — Przyjęty? Kiedy zaręczyny? Raz-bym się na weselu wytańcowała!
Teodor się uśmiechnął.
— Dziękuję pani za myśl szczęśliwą i za życzliwość jéj dla mnie!
Skłonił się poważnie. Lola zżymnęła się.
— Ale to jest w konieczności położenia — dodała. — We wszystkich romansach, które pan czytałeś, i których pan nie czytałeś, ani ja, zawsze ten, co
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.