Tu Książę, pomilczawszy nieco, dorzucił:
— Dawno acan nie widziałeś matki: jéj pociecha, a wam się należy trochę wypoczynku. Gdybyś mi dał słowo, że zaraz po Trzech Królach powrócisz, — hm! urlaub bym może mu dał.
Teodor oddawna miał ochotę wielką widzenia matki, kiedy listy coraz krótsze i smutniejsze niepokoiły go: skłonił się więc do kolan Księciu, okazując radość, która mu na twarz wystąpiła.
Książę miał widać przygotowany rulonik z trzydziestu dukatami, i milcząc wsunął mu go w rękę.
— No — to jedź już, jedź — rzekł, — ażebyś mi tylko po Trzech Królach się stawił.
Skłonił się jeszcze raz Paklewski i chciał już odejść, gdy Książę obrócił się doń i począł:
— Szpiegowstwa ja tam żadnego acanu nie zalecam, boć się wszystko wié i tego nie potrzebuję; ale roztropny człek zawsze uszy powinien miéć otwarte, bo z każdego pulsu chorobę i zdrowie się poznaje... U Hetmana tam pono consilium ma być; już-ci tam znajomych macie: rad posłyszę co na nas wywoływać będą i jak nam grozić!
I nagle, dodawszy: — Szczęśliwéj drogi! — odwrócił się Książę do stolika, na którym papiery przeglądać zaczął.
Od owego strasznego dnia, w którym go Hetman boleśnie tak dotknął swém wyznaniem, Teodor miał czas z upokorzeniem się zżyć swojém, opłakać los matki i rozgrzeszyć ją; chciał widziéć tę męczennicę, któréj życie przeszłe lepiéj teraz pojmował; chciał pójść na grób Łowczyca, którego kochał, jak prawdziwego ojca swojego, poznawszy dopiéro po zgonie cnotę tego człowieka i złote serce jego. Dusza mu rwała się do tego Borku smutnego, ubogiego, w którym pierwsze lata spędził, nie przeczuwając losów, jakie go czekały na świecie.
Być może, iż smutek a powaga nad wiek, jaka od dnia tego spotkania z Branickim oblekła go i zmieniła, przyczyniły się do zyskania mu faworów Kanclerza. Życie prowadził odosobnione, pracowite, w sobie zamknięte, unikając ludzi, nie chcąc znajomości nowych, stroniąc nawet od kobiet. Utrzymywano powszechnie, iż jakąś nieszczęśliwą miłość miał w sercu piękny chłopak, i panie, którym się podobał, tém tylko tłómaczyły sobie jego obojętność na wszelkie z ich strony nagabania i zaczepki.
Z niewieścich postaci, z jakiemi się w życiu spotykał, — a tych nie mało było w Wołczynie i Warszawie, — jedna tylko Generałówna tkwiła mu w pamięci. O téj jednak myślał, jak o miłéj istocie, niedostępnéj, za wysoko postawionéj i — nadto wesołéj, a szczęśliwéj, aby co się w jéj serduszku utrzymać mogło. Parę razy widział ją potém jeszcze, zawsze przyjmowany mile, szczególniéj przez Starościnę; lecz cała rodzina potém wyjechała na Podlasie i nie było
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.