— Ten, co ratował Starościnę!
Okrzyk wewnątrz zwiastował radość wielką.
— Otwórzcie mi, proszę, okiennicę; przychodzę na ratunek — wołał Paklewski.
Zaczęła się śruba poruszać; okiennicę zwolna uchylił Teodor, otwarto mu pół okna; skoczył wewnątrz i natychmiast sam, nie witając się nawet, począł napowrót zamykać i zaśrubowywać.
Nieszczęśliwe ofiary oblężone znalazł w najokropniejszym stanie: Starościna leżała na tarczanie, przykryta chustką czarną, jęcząc, ledwie żywa; Generałowa z gniewu płakała, ręce łamiąc; Lola jedna, odwagi nie straciwszy, nożem kuchennym uzbrojona, zdawała się gotową do wojny.
Dwie, czy trzy służące tuliły się jedna do drugiéj, we drzwiach do alkierza, nie śmiąc same w nim pozostać. Z sieni słychać było nuconą pieśń Radziwiłłowskich...
Żwawo do niéj!
Choć się broni,
W gniew nie wierzyć ani trocha:
Kiedy cię klnie, wtedy kocha,
A śmieje się, gdy łzy roni.
Żwawo do niéj!
Do niéj! do niéj!
Jak groźba rozlegała się ta pieśń, któréj towarzyszyły bicia karabelami o szklanki i w końcu strzały z pistoletów.
Lola, zobaczywszy obrońcę, tak niespodzianie przybywającego, skoczyła ku niemu pierwsza.
— Zawsze pan nam spadasz jak z nieba! Duch we mnie wstąpił.
Patrzaj pan co ten Książę dokazuje... Trzyma nas w oblężeniu, pretendując, abyśmy się zdały na łaskę lub niełaskę.
— Ale jakim-że sposobem do tego przyszło! — zawołał Paklewski, zbliżając się do Generałowéj.
— Nieszczęście chciało, żeśmy tu nieopatrznie zajechały na popas — zawołała, machinalnie poprawiając włosy rozpuszczone, piękna Generałowa. — Książę się dowiedział, a że nas posądza, a raczéj wie, iż mój mąż z Familią trzyma, chciał nam niby grzeczność wizytą, a w istocie despekt jakiś, wyrządzić.
Zamknęłyśmy się przed nim, nie chcąc go przyjąć; poprzysiągł, iż nas weźmie choćby głodem, a czém się odgrażał na głos....
Generałowa oczy spuściła i umilkła.
— Ale jakżeście się wy tu znaleźli? — podchwyciła Lola.
— Przejazdem, przypadkiem! Szukając noclegu, trafiłem tu... Alem Szczepana posłał do Białegostoku po ratunek...