Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

Książę wstał. —
— Życzę dobréj nocy, Panie Kochanku, Generałowéj i Starościnie, nie wyjmując pączka różanego, którego pantofelek do skarbca w Nieświeżu złożyć każę dla potomności. Życzę dobréj nocy, — dodał, kłaniając się, i — żeby się nie śniło bombardowanie, a rzeź niewiniątek... Ten jegomość — wskazał na Paklewskiego — salwował fortecę kunsztem, za który mu się dank należy... Za tém go polecam, komu?... Panie Kochanku — to już Jéjmoście sobie pociągniecie na węzełki...
Przechodząc około Teodora, Książę się zatrzymał:
— Jeżeli chcesz wstąpić do gwardyi Nieświezkiéj pod chorągiew z trąbami, — dam ordynans, aby cię przyjęto.
Paklewski wcale nie odpowiedział, a Książę, nałożywszy czapkę na ucho, zwolna się z izby wytoczył... Tak, szczęśliwiéj, niż się spodziewać było można, skończyła się historya, która, gdyby nie przytomność Paklewskiego, mogła miéć wcale nieprzyjemne skutki...
Zaledwie wyszedł Książę, gdy Starościna krzyknęła, ażeby konie zaprzęgano...
Dobrze to było z pokoju rozkazywać, nie wiedząc co się dzieje na dworze. Zamieć śnieżna, w miasteczku, od domu do domu nie wiele widziéć dozwalała, a w pole nie było sposobu się puścić. Teodor, który wyszedł sprawdzić to, co woźnica oznajmił, wrócił smutny, potwierdzając, że w drogę się puścić nie było podobieństwa. On sam téż nie miał jechać daléj, dopóki-by dzień nie nadszedł, a zamieć nie ustała. Przestraszona Starościna rozkazała drzwi wszystkie zatarasować, a Teodor przyrzekł, iż naprzeciwko u żyda resztę nocy, siedząc na straży, przebędzie...
Teraz, gdy strach wielki minął, Generałowa i Starościna, które nic nie jadły dzień cały, głód poczuły; pomyślano téż, aby obrońcę nakarmić, a w izbie ognia napalić, bo wystygła zupełnie...
Paklewski, furkę swoję sprowadziwszy, stawił się w pomoc paniom. Wszystkie one, nie wyjmując Generałowéj, u któréj najmniéj miał łaski, nie mogły się wydziwić szczęśliwemu trafowi, który go tu przyniósł na ich obronę, oraz przytomności umysłu, z jaką Księcia umiał rozzbroić — i dziękowały bez końca. Lola była najgorliwszą w spełnianiu tego obowiązku i, oddawszy mu pierścionek, włożywszy nowe trzewiczki, dozwoliwszy naprzód Starościnie wynurzyć swą wdzięczność, zabrała go potém sobie do komina...
— Widzisz pan — poczęła figlarnie — niéma na to rady: sam Pan Bóg tak jakoś kieruje nami, że nas panu Teodorowi narzuca. Starościna teraz — straci głowę do reszty... Co pan myślisz, — dać ją na łup rozpaczy?
— Nie żartuj pani — odparł Paklewski trochę smutnie. — Od tego czasu, gdyśmy w Białymstoku i Warszawie zabawiali się wesoło — jam dużo postarzał i przecierpiał... Trzeba miéć litość nade mną!!
Spojrzał na nią: Loli twarzyczka w jednéj chwili spoważniała.