Beata zbladła, wyciągając rękę.
— O ile z urywanych słów posłańca domyślić się mogłem — dodał syn — stary — nie żyje...
Usłyszawszy to, rzuciła list, który jéj syn podawał i poszła do klęcznika, przed którym, na kolana padłszy, modlić się zaczęła. Była to zarazem modlitwa i potrzebne uspokojenie na duchu. Rzuciły się łzy; spłakana wstała mężniejszą.
— Daj mi list — rzekła...
Teodorowi zdało się lepszém poprzedzić go wiadomością, jaką szlachcic mu przywiózł.
— Zdaje się, że dziad, mimo zabiegów ciotki, uczuwszy się blizkim zgonu, zmienił swe postanowienie — i — rozporządził majątkiem inaczéj.
Spodziewał się Paklewski, po znanéj sobie dumie matki i jéj charakterze, że spóźniony dowód miłości ojcowskiéj odrzucić może... Twarz jéj ożywiła się, oczy zajaśniały, zadrżały ręce, któremi koperty rozrywała; chciała coś powiedziéć: tchu jéj zabrakło.
— A! to chyba nie może być! nie może być! — szepnęła cicho...
Rzuciła oczyma na list, przebiegła go, oddała synowi i drugi raz na klęczniku, z głową w dłoniach, modlić się zaczęła, płacząc.
Kanonik w liście donosił, iż nieboszczyk, tknięty sumieniem, uznając niesłuszną surowość, z jaką córkę swą za życia odpychał; kassował testamentem pierwsze swe rozporządzenie i przypuszczał ją do równego z siostrą Kunasewiczową działu. Jednakże dawał do zrozumienia, że choć pierwsze wydziedziczenie z akt było wyeliminowane, a testament cum omni formalitate sporządzony, spodziewać się było można processu z Podkomorzym Kunasewiczem, mającym ochotę dowodzić, że Wojewodzic ostatnią wolę swą pisał, gdy już nie spełna był przytomnym. Radził Sekretarz, aby pan Teodor, udając się pod opiekę Czartoryskich, rychło starał się dobra zająć, choćby dla tego, aby, mając je w ręku, z Kunasewiczami korzystniejsze zawrzéć układy.
Od modlitwy Łowczycowa rzuciła się na szyję Teodorowi, ściskając go i oblewając łzami.
— Bóg się zlitował nade mną! — zawołała — cierpiałam długo, wiele, ale ciebie nie zostawię na świecie ogołoconym ze wszystkiego... ubogim, na łasce..
Powinieneś odzyskać, co ci należy! Siostra nie była mi nigdy siostrą, była wrogiem; nie potrzebuję jéj oszczędzać, nic darowywać! w niczém folgować!
Paklewski, widząc nową w matce zmianę, ledwie mógł to pojąć i uwierzyć w nią. Odżyła nagle... Teodorowi kazała pisać do Kanclerza z doniesieniem i exkuzą, jemu zaś samemu natychmiast się wybierać do Bożyszek.
— Kanclerza zaniedbać, ani z nim zrywać nie trzeba — odezwała się — ale teraz, gdy ci Bóg dał kawałek ziemi, wcale inaczéj u niego staniesz, i u Familii; wcale inaczéj możesz być czynnym przeciw Hetmanowi i jego niedołężnym stronnikom...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.