z oznajmieniem, że — jeśli go oczy nie mylą, Podkomorzy Kunasewicz sam tu ciągnie.
Popłoch we dworku stał się wielki.
∗ ∗
∗ |
Pan Piotr Felicyan z Kunasów Kunasewicz swojego czasu sławnym był na okolicę, na powiat, bodaj na województwo całe. Godzili się na to wszyscy, iż miał — głowę. Co do innych przymiotów Podkomorzego panowało pełne znaczenia milczenie. Kunasy, z których się teraz pisał, zwane Małemi, nie liczyły, gdy je po ojcu obejmował, chat więcéj nad dziesiątek. Młody a obrotny człek, który za życia rodzica pierwsze lata spędził na dependencyi u mecenasów, przy trybunałach, w kancellaryach, wyrobił się na znakomitego jurystę.
W owych czasach znaczyło to wcale co innego, niż dzisiaj; prawnik nie potrzebował się mozolić zbytnio nad teoryą praw i dziejami ich: starczyła znajomość krajowych obowiązujących, lub dodatkowo im w pomoc przyjść mogących, i zręczność w argumentowaniu taka, aby w każdym razie umiéć się wszędzie, gdzie było potrzeba, wślizgnąć i wyślizgnąć.
Uczono się prawa, praktycznie zwłaszcza, jak gry skomplikowanéj, nie gardząc środkami, które do ominięcia niebezpieczeństwa dopomagały. Nawet umiejętne użycie regestru i wpisów nie było do pogardzenia. Dobry prawnik wiedział, kiedy i o jakiéj godzinie sprawę na stół wprowadzić, korzystając z absencyi jednych, a przytomności drugich, z humorów poobiednich, lub przedłużonych uczt czasu sessyi wieczornéj; — wytrawny mecenas umiał ująć, nastraszyć, nie dopuścić repliki, dekret zawczasu przygotować, nieprzyjaciela podejść, obałamucić, nadzieją go ułudzić, słowem: strategicznie kampanią obmyślić i genialnie ją poprowadzić.
Takim prawnikiem praktycznym okazał się pan Kunasewicz, gdy, na pogrzeb ojca zajechawszy, a po chlebie żałobnym zasiadłszy do papierów, po nim w sepeciku znalezionych, — odkrył w nich kopalnię złota... Wkrótce potém z sąsiadami rozpoczęły się processa, tak prowadzone, że z każdego się coś okroiło odczepnego.
Kupił wioskę jednę naprzód, potém zastawą wziął drugą, a po latach kilku z zastawy na dziedzictwo przejść dla tak wytrawnego człowieka było fraszką.
Ożenienie się z panną Teresą, także mistrzowsko było poprowadzone, gdyż wojewodzic nic dać nie chciał ciepłą ręką i wszystko przyrzekał po najdłuższém życiu. Tymczasem, różnemi sposoby, nie zrywając z teściem, Kunasewicz summę posagową matki swéj żony potrafił od niego wydobyć, potém część majątku wziąć w dzierżawę i — nie płacić.
Przyczynił się téż wielce do tego, że stary, o jakimś skandalu na dworze Białostockim posłyszawszy, na którym młodsza córka przy Hetmanowéj bawiła,