z najlepszą intencyą dogodnego załatwienia sprawy przyjeżdżam, a asindzka słuchać mnie nawet nie raczysz.
— Bo wiem, że radbyś tak z mojéj nieświadomości, z ubóztwa, z położenia mojego korzystać, jakeś to całe życie z innymi czynił — rzekła Łowczycowa.
Zżymnął się Podkomorzy.
— Asindzka nadużywasz praw, jakie kobietom służą! — krzyknął.
— Mówię, co myślę...
Kłaniam uniżenie! — dodała wdowa — kłaniam uniżenie!
Zafrasował się Kunasewicz; czuba potrząsł, tchnął mocno; słów mu brakło.
— Życzyłbym się zastanowić nad tém — zawołał grożąco, — co to jest Kunasewicza sobie wrogiem uczynić!! Nie przelewki to, mościa pani!
— Przyjaciela z niego miéć i tak nie będę — odparła Łowczycowa dumnie — kłaniam uniżenie...
Nie pozostawało Podkomorzemu nic, tylko zawrócić się ku drzwiom.
— Więc to wypowiedzenie wojny! — zapytał.
— I wojny nie chcę, i sojuszu z wami — odezwała się, zwolna cofając się wdowa. — Syn mój jest przy Księciu Kanclerzu: znajdzie opiekę i przyjaciół do podziału. Interes prosty, a ja w żadne z wami układy wchodzić nie będę.
Wspomnienie Księcia Kanclerza nieprzyjemne zrobiło wrażenie na Podkomorzym, bo wiedział on, że Familia wszędzie teraz górę brała, a więc i jéj słudzy i przyjaciele szli górą.
— Zatém? — odparł Kunasewicz, — mam się submittować! A no, bardzo dobrze; po długiéj podróży, dla miłości zgody podjętéj, dla familijnego porozumienia, retro, nie popasłszy, do domu! Jakem żyw, jeszcze mnie to i u Tatarów nawet nie spotkało!
Śmiał się złośliwie; Łowczycowa tymczasem, nie mówiąc nic, popatrzyła nań i do swego pokoju zawróciła, zostawiając go samego. Nie tak łatwo jednak pozbyć się było upartego Podkomorzego. Stał, oglądał się, przysiadł dla spoczynku i, pomimo otrzymanéj odprawy, nie myślał się wynosić. Widoczném było, że na coś czekał i spodziewał się zmiany jakiéjś. Nie mógł pojąć tego, jak jedna kobieta śmiała jego tak breviter odegnać, w oczy mu nabluzgawszy bezkarnie...
Wdowa tymczasem, ochłonąwszy trochę, posłała po Teodora, kilka słów mu szepnęła i, wiedząc, że Podkomorzy siedzi i nie myśli odjeżdżać, wyprawiła go do niego. Mówiliśmy już o powierzchowności Paklewskiego, który między pięknymi mężczyznami swojego czasu za najpiękniejszego uchodził, miał prezencyą pańską, a na dworze Księcia ogłady jeszcze nabrał i śmiałości.
Gdy wszedł do pokoju Teodor, a Podkomorzy tego panicza, dumnie wstępującego na próg, zobaczył, domyślając się w nim syna wdowy, zmieszał się jeszcze bardziéj. Na pierwszy rzut oka jawném dlań było, iż z nim sprawa nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.