kiéj przebiegłości i zręczności, często bardzo Kaszyc, Starosta Czudzinowski, używał.
Podbipięta dążył do Białegostoku, gdzie się jeszcze Księcia zastać spodziewał i w Choroszczy podróżny swój strój zmieniał. A że izb nie było w karczmie więcéj nad jednę: musieli więc poznać się z sobą i podzielić nią. Podkomorzy nie spowiadał się, z czém jechał, ani dokąd. Podbipięta jednak z blizkości Białegostoku wniósł, że do stronnictwa Hetmana i Wojewody należał i uważał go za swego. Napili się wódki razem; poczęła się gawędka: co słychać?
Podbipięta taić się nie chciał, ani mógł nawet po wódce, gdy mu kamieniem na sercu ciężyło to, co wiózł. Człowiek był baczny i roztropny...
Na zapytanie: co tam słychać? wybuchnął: —
— Źle, fatalnie z nami! Familia bierze górę i ślepy już nareszcie dojrzy tego, że oni ze Stolnikiem partyą wygrają, a my, albo kapitulować będziemy musieli, albo nas na kwaśne jabłko stłuką.
Co tu sobie próżną robić imaginacyą! Oni mają i wojska Imperatorowéj, i w kraju partyą silną, i — rozum; a my tyle tylko, że nakrzyczym, naszumimy — i po wszystkiém.
Podkomorzemu, który na myśli miał, że Paklewski był przy Kanclerzu, wierzyć się w taki ewent nie chciało.
— Ale, zmiłuj się! — zawołał — Hetman ma całe wojsko koronne z sobą, Radziwiłł kilka tysięcy milicyi, Potoccy, Lubomirscy, Ogińscy — cóż Familia?
— Familia na wszystkich sejmikach, we wszystkich powiatach, swoich kandydatów utrzyma — rzekł Podbipięta. — Książę Wojewoda ślepy jest i niebezpieczeństwa nie widzi, — bawi się i baraszkuje; Hetman stary i słaby... My, cośmy za ich plecami stali, gdy oni padną, na łup będziemy wydani.
Bywało tak zawsze i teraz się stanie, że pany się wykręcą, a my biedaki w skórę weźmiemy. Na kim się zmiele, a na nas się skrupi.
Posmutniał Podkomorzy; wiedział on, coto prepotencya możnych i obawiać się mógł, aby Paklewski go nie nękał, tak, jak on niegdyś innych ciemiężył w trybunale, gdy protekcyą miał za sobą.
Podbipięta, pasem się okręcając, dodał smutnie:
— Wiozę ja te ominosa verba Księciu Wojewodzie; kryć i obwijać nie mam co... ale wiem, co się stanie. Pan Bohusz głową pokręci, Książę z pistoletu strzeli i huknie, Hetman ramionami ruszy, a nazajutrz uwiją sobie jakąś nadzieję z pajęczyny i powiedzą, że Podbipięcie się śniło...
Na co niéma rady, na to nic w świecie nie pomoże.
Po wyjeździe szlachcica, Podkomorzy, chodząc po izbie, namyślał się długo, wyrzucał sobie, iż w traktowaniu nie miał dosyć cierpliwości; zdało mu się, że szczęścia jeszcze w jakikolwiek sposób próbować potrzeba; przypomniał sobie O. Elizeusza u Dominikanów i, choć go w życiu nie widział, titulo kolligacyi
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/218
Ta strona została uwierzytelniona.