— A ja sądzę — odezwał się, pomilczawszy, Rotmistrz — że my się tu pokombinujemy i wszystko załatwimy...
Kunasewicz głową potrząsł, nie odpowiadając.
— Jak się panu Podkomorzemu zdaje? — dodał Szóstak.
— Mnie? mnie się zdaje, że to nie zajazd, ale rozbój, za który wy wszyscy, ilu was tu jest, odpowiecie in fundo i grzywnami.
— Wieży-by nie stało na posadzenie wszystkich winnych — odparł Szóstak — bo nas tu jest pół powiatu. Porachuj tylko ludzi, których przez lat kilkadziesiąt pokrzywdziłeś, zdzierając z każdego po trosze!! Wszyscy dziś pośpieszyli do rewanżu... Prędzéj, późniéj, zawsze to spotyka tych, co nadto strunę wyciągają, — w ostatku ona pęknąć musi.
Dziko spojrzał na mówiącego Podkomorzy, nadął się, milczał.
— Ja mam panu do uczynienia propozycyą — rzekł Szóstak. — Wszyscy tu przytomni, za to, że się fatygowali, o jednę tylko prosili remuneracyą: każdy z nich chce dać jegomości po jednym bizunie...
Kunasewicz porwał się z wielkim krzykiem.
— Siadaj pan, i przedwcześnie nie hałasuj — odparł Rotmistrz, — to się na nic nie zdało, a może tylko rozłakomić tych, co tam z kobiercem i boćkami czekają.
— Waćpan to nazywasz zajazdem — zawołał, oczyma zapalonemi miotając Kunasewicz, — to napaść, to rozbój, to kryminał!! Jakto! mnie, jednego z pierwszych urzędników w powiecie, śmielibyście...
— Bywały przykłady, są prejudykata, że i Podkomorzych tempore opportuno kładziono na kobierzec, zwłaszcza gdy, cum contemptu legum, ci wielcy urzędnicy bezprawia popełniali, szydzili ze sprawiedliwości, uciskali niewinnych, odzierali sieroty; nie będzie to ani nowém, ni extraordynaryjném, gdy się tu privatim domierzy, co należy...
Kunasewicz mówić nie mógł; rzucał się i gniew go dusił.
— Słuchaj-że, panie Podkomorzy — dodał Szóstak — ja, któremu to zaszczytne powierzono dowództwo, nie chcę bizunów na grzesznika, ale jego skruchy i poprawy.
Jawna i oczewista jest, żeście testament prawny, urzędowy, sprawiedliwy, chcieli i usiłowali obalić, siostrę żony pokrzywdzić, woli nieboszczyka wbrew, sobie cudzą własność zagarnąć. Tego my ścierpiéć nie możemy. Zrzeczemy się słusznie nam należnych bizunów, z tym warunkiem, abyś tu, zaraz, natychmiast, przed Regentem i przy świadkach, wolną a nieprzymuszoną wolą testament uznał, deprekacyą uczynił, szkody nagrodził.
— A! bodajeście tak — krzyknął Kunasewicz — nigdy w świecie!
— Rozmyślcie się — rzekł Szóstak — macie do wyboru. Kobyłka stoi u płota. Bożyszki my zajechali, i drugi raz ich wam w ręce nie damy, za to ja ręczę; w processie znajdziemy protekcyą; puścimy was wolno, ale że bizuny weźmiecie, to jak mnie żywego widzicie...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/241
Ta strona została uwierzytelniona.