dobrodziejstw, lecz wyrzec się nienawiści. Litość uczuł dla starca, którego znaczenie i potęga w oczach nikły, a przyszłość musiała być smutném rozpamiętywaniem popełnionych błędów.
Dość długo trwała ta niema modlitwa u trumny, w czasie któréj Paklewski stał, nie zbliżając się, za drzwiami skryty, z oczyma w niego wlepionemi. Gdy nareszcie Dr Clement, będący z Hetmanem, szepnął mu cóś, i prawie przymusem począł go od smutnego odrywać widoku; Teodor cofnął się z drogi i skrył, ażeby nie być zmuszonym z nim się spotkać.
Wypadek ten głębokie na nim uczynił wrażenie; wrócił, nic o tém nie mówiąc, do Rotmistrza, przejęty i wzruszony — wdzięczny prawie.
Nie wątpił, że cała wystawa pogrzebowa musiała być po cichu zadysponowaną z Białegostoku.
Po smutnym obrzędzie, zbiegłszy na kilka dni dla widzenia Loli, do któréj go zawiózł Rotmistrz, gdy tu wspomniał o konieczności udania się do Warszawy, dla pokłonienia się i pożegnania z Kanclerzem, Generałowa myśl tę bardzo mocno poparła.
Ze wszystkich względów dobrém było dlań nie siedziéć w osieroconym Borku, i czas jakiś przebyć w stolicy. Służba dalsza przy Księciu Kanclerzu była już niepodobieństwem; ale ci, co, jak Paklewski, odchodzili z niéj na swobodę, pozostawali klientami domu i agentami jego po powiatach. Mniéj byli zależni, liczyli się jednak zawsze do swoich, i mogli téż w razie jakim na protekcyą rachować.
W stolicy zastał Paklewski wszystkich, zacząwszy od Hetmana, przygotowujących elekcyą przyszłą. Więcéj niż kiedy adherenci sascy, partya Hetmańska, tracili wszelką nadzieję, aby się im wyborowi Stolnika oprzéć udało.
Z każdym dniem rósł obóz Familii, uszczuplał się przeciwników. — Wprawdzie próbowano jeszcze Prymasa skłonić, aby wystąpił przeciwko interwencyi, jaką Ks. Czartoryscy się posługiwali, nalegano niby na Kajserlinga, Hetman ściągał swe siły do Warki; ale Familia w Wilnie konfederacyą zawiązała, a Potocki, Wojewoda Kijowski, przewidując przewagę, potajemnie do niéj się zbliżał i starał o układy.
Inni téż zwolna wycofywać się starali.
Paklewski, gdy się zameldował do Kanclerza, musiał długo czekać teraz, nim go do gabinetu wpuszczono. — Roztargniony przyjął go nareszcie dumny starzec, i zaledwie nań okiem rzuciwszy, rzekł na wstępie:
— Nic mi już acan nie mów; prima charitas ab ego, porzuciłeś mnie, wola twoja; ale mam urazę, żeś sobie obrał do dezercyi taką chwilę, gdy ja sił wszystkich potrzebowałem.
— Choroba matki, śmierć jéj — rzekł Paklewski.
— I o tém słyszałem, że się acan pono żenić zamyślasz; są to wszystko dirimentia, niéma co mówić; zatém — z Panem Bogiem, życzę mu szczęścia.
— Jeżeli dopóki tu jestem jeszcze, a myślę kilka tygodni przebyć w War-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/255
Ta strona została uwierzytelniona.