Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.

Widząc go niespokojnie już zmierzającym do odwrotu, Kanclerz dodał jeszcze:
— Kochany hrabio, proszę wierzyć, że cię przyjmiemy otwartemi rękoma, jeśli zechcesz z nami się połączyć. Nie wątp o tém.
— Nie możecie wymagać ode mnie, abym ja, sam zdając się na łaskę, na niełaskę zdał tych, których honor mi bronić nakazuje.
— Kogo? — spytał z uśmiechem Wojewoda.
— Radziwiłła naprzód! — odezwał się Hetman.
Nastąpiło milczenie znaczące, oczy Kanclerza błądziły po sali, jakby słuchać nie chciał.
— Wreszcie Wojewodę Kijowskiego! — dokończył Branicki.
Na to Wojewoda ramionami ruszył, i odszedł do okna.
— Kochany Hrabio — zakończył Kanclerz — myśl o sobie i o nas, resztę zostaw sądowi Bożemu...
Nie było co mówić już; Hetman szedł żegnać panią Pisarzową, ukłonił się — odjechał.
Kanclerz, po wyjeździe jego, zdawał się weselszym, niż był.
— Sumienie mamy czyste — rzekł — a teraz à la grâce de Dieu!
Tak spełzły na niczém usiłowania Teodora, który już ani śmiał, ani mógł starać się o jakieś porozumienie. W obozie hetmańskim panował z dniem każdym większy rozstrój. W sam dzień rozpoczęcia Sejmu, lękając się krwawego starcia, Branicki nawet nie obsadził zamku, i dał go zająć nadwornym ludziom Czartoryskich; Bieliński, Marszałek Koronny, swojéj węgierskiéj piechoty, pod błahym pozorem, odmówił. Przy rozpoczęciu narad, na Mokronoskiego protestującego do szabel się porwano. — Hetman jeszcze nie wiedział, co poczynać, i wahał się.
Radzono mu ustąpić z Warszawy i ogłosić rekonfederacyą.
Na tém stanęło. Hetman i Radziwiłł, w chwili, gdy się zgromadzonych sił ich obawiano, aby do wojny domowéj znaku nie dały, w kilka tysięcy ludzi poczęli wyciągać ze stolicy.
Odetchnęła Familia lżéj, gdy doniesiono, że wozy Hetmańskie i Radziwiłłowskie pod konwojem, karety otoczone wojskiem, już przeciągnęły pod Wolą, ku Kozienicom się kierując...
Dano im nie zaczepionym ujść, choć wojska na drodze stały pod bronią. W téj chwili rozstrzygnęły się losy dwóch stronnictw, i upadek oppozycyi był już jawnym. Wieczorem głośno obchodzono zwycięztwo, gdy pani Hetmanowa, oczy chustką zakrywszy, w głębi powozu płakała. — Branicki nie łudził się już żadną nadzieją, ale nie odstąpił swoich do końca...
Ostatni raz zdala widział go Paklewski, w tym smutnym pochodzie, do pogrzebu podobnym.
W istocie był to pogrzeb wszelkich Hetmana nadziei, który, straciwszy władzę, zmuszony do poddania się Familii, wrócił późniéj wegetować do