— Będę posłusznym, — odparł zmięszany trochę młodzian, — ale kochany ojciec miałeś zasługi u pana hetmana, który cię kochał i oświadczał się dla ciebie z affektem... Nawet, gdy opuściłeś dwór jego.
Na wspomnienie hetmana, bladą twarz Łowczyca zalał rumieniec; krew, która uderzyła do głowy, nabiegła téż do piersi; zaczął kaszlać mocno, i nierychło się uspokoił.
— Z hetmanem ja zerwałem na wiek wieków — odezwał się, głos odzyskawszy — wierzaj mi, nie bez przyczyny! Ani ja, ni matka twoja, znać go nie chcemy; łask jego nie przyjmiemy! Wszelkie zbliżenie się do niego, więcéj jeszcze niż mnie, przykre-by było matce twojéj... Ona nie pozwoli na nic — ja także...
Teodor spuścił głowę smutnie.
— Hetman — dodał z goryczą chory — hetman ma się za królika, a mało pamięta, że jest człowiekiem. Duma i rozpieszczenie pańskie serce mu popsuły.
Dość o nim, a przy matce — nigdy, ani słowa!! —
Gdy to mówili, weszła właśnie Beata, a mąż, siląc się na fałszywy uśmiech, rzekł do syna:
— Mówże ty mi o swych sukcessach w Warszawie... Ciekawym bardzo...
— Jam go téż o nic pytać nie miała czasu — podchwyciła Łowczycowa. — Zaledwie wiem, iż nauki skończył i że, z łaski ks. Konarskiego, miał jakąś umieszczenia się nadzieję.
— Bardzo nawet świetną i obiecującą niby — rzekł Teodor — alem bez żalu gotów się wyrzec tych sperand, gdy tu ojcu będę potrzebny.
Oboje rodzice spojrzeli po sobie, jakby o zgodną się odpowiedź naradzali; a Łowczyc, po namyśle, dodał z uśmiechem gorzkim:
— Jakież to są te tak świetne nadzieje? Jeżeli one na jakiéj łasce się pańskiéj gruntują, nie trzeba zapominać, że ona na pstrym koniu jeździ.
— Ja téż się na tém bardzo nie funduję — począł Todzio, prawie obojętnie — ks. Konarski, luminarz zakonu, wielkie mający zachowanie u Księcia Kanclerza i Wojewody ruskiego, polecił mnie Księciu Generałowi młodemu, jako do pióra zdatnego amanuensa. Pomogło mi i to, żem się z łaski matki po francuzku expedite wyuczył mówić i pisać. Że tam u Książąt podobno pod te czasy wiele jest do czynienia, robiono mi nawet nadzieję, że Książe Kanclerz sam zechce się mną posłużyć. U niego, jako to statysta wielki a mąż znaczny w Rzeczypospolitéj, wiele można skorzystać, wiele się nauczyć.
Gdy to mówił, rodzice ciągle patrzali na siebie. Beata drgnęła, lecz nie z radości — twarz jéj wyrażała ból jakiś, — Łowczyc pozostał na pozór obojętnym.
— A ty co na to?
Łowczycowa potrzęsła głową, wstrzymując się od stanowczéj odpowiedzi.
— Mnie — dorzucił Teodor — to jedno tylko truło wielką radość ze spodziewanéj krescytywy, że, idąc z familią i służąc jéj, musiałbym się nieochy-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.