nowy postawić, a po staremu żyć — to Pan Bóg umyślnie wam na urząd extraordynaryjne szczęście każe spreparować i podać, jako wybranemu swemu?
Myślisz, moje dziecko, że dla Gryfa Branickiego Bóg miéć będzie szczególne względy? Jedno prawo grzechu i cnoty służy dla ciebie i dla nędzarza! Z tobą tylko rachunek cięższy, bo summa wzięta większa... Co ci się zdaje przywilejem, jest ciężarem.
Hetman słuchał, nie mówiąc słowa.
— Mój ojcze! — rzekł.
— Już mi nie mów, bo wiem, co na obronę pozorną powiedziéć możesz. Chrystusowemi dziećmi wy nie jesteście, bo od swoich Zbawiciel wiele wymaga...
— Potępiacie więc bez nadziei? — rzekł Hetman.
— Nie siedziałem w sądach Bożych i nie potępiam nikogo — odparł mnich. — Bóg ci przebaczyć może, bo należysz do tych, którzy nie wiedzieli, co czynili...
— Mój ojcze, — przerwał znowu Branicki — macie dar proroczy, to wszystkim wiadomo, słowo tylko...
— Nie mam daru proroczego — odparł ojciec Elizeusz — ale, patrząc na uczynki i oceniając je, bez względu na tych, co je popełniają, skutki widzę.
Hetman zamilkł zmięszany; surowe odpowiedzi mnicha zaczynały nieprzywykłego do nich obruszać.
— Chcecie wiedziéć przyszłość waszę? — odezwał się z politowaniem zakonnik; — Bóg ją wam i drugim zakrył nie bez przyczyny. Żądacie tego, co dla was byłoby trucizną, co-by wam życie uczyniło nieznośném!!
Spójrzcie na przeszłość, domyślicie się przyszłości. — Ja wam nic powiedziéć nie mogę, oprócz tego jednego, że cokolwiek czynicie sami, to jest ziarnem na jutro... Pan Bóg dla was wyjątków nie zrobi, i gdy kąkol rzucicie sobie w duszę, w pszenicę go nie przemieni dla Hetmana.
Uczynki wasze mszczą się — pomyślcie o nich!
— Grzechów ciężkich nie mam na sumieniu — rzekł Hetman.
— Myślicie, że dużo lekkich nie zaważy za ciężkie?? — uśmiechnął się mnich.
— Widzę, że z niechęcią mnie dziś przyjmujecie; — odezwał się Branicki, poruszając — może innym razem na lepszą trafię godzinę...
Ojciec Elizeusz popatrzył nań.
— Po ludzku! — odezwał się — po ludzku!! Niechęci dla was, biedny człowiecze, nie mam, i owszem, litość wielką; lecz moja litość nie pomoże wam nic.
— Ja wiem, — dodał — byłoby wam przyjemniéj stokroć, gdybym, zamiast prawdy i tego co myślę, powiedział, że Pan Bóg dla wielkiego dygnitarza, fundatora i benefaktora tylu zakonów, będzie miał fawor szczególny; — gdybym sławił wasze cnoty, kadził próżności waszéj, i — jak wasz spowiednik powolny u konfesyonału, spytał: Czém jaśnie wielmożny Hetman raczył Pana Boga obrazić?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.