Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

Ja was tém karmić nie mogę, i dla tego ojciec Przeor zamyka mnie w celi, dla tego mi kazań mówić broni, spowiedzi słuchać nie daje, bo więcéj na Pana Boga uważam, niż na niego... Pocóżeście wy do mnie przyszli? tu się tylko goryczy napić możecie...
Branickiemu poruszyło się coś w duszy i łza zakręciła w oku.
— Jestem nieszczęśliwy — rzekł — a wy litości nade mną nie macie...
— Mylisz się — zmienionym głosem odezwał się mnich — litość mam, ale bezsilną. Nic ona wam nie pomoże; okuci idziecie w więzach, któreście sami narzucili na siebie. Za wami w ślad idą uczynki wasze....
Sam Bóg téj przeszłości od was odjąć nie może i uczynić, aby to było niespełnioném, co się stało. Od życia żądaliście rozkoszy, ono wam je dało: mieliście żony, miłośnice, kochanki, a schodzicie ze świata bezpotomnym, ostatnim imienia, kłosem bez ziarna!... Mieliście władzę, a rozpłynie się ona może w ręku waszych, boście ją dali na płoche drobnostki rozerwać ludziom...
Niech Bóg zlituje się nad tobą!...
Hetman stał zbolały i przerażony; przepowiednia ta przygniotła go.
— Bezdzietnym nie zejdę! — odparł — mylicie się, ojcze.
— Nie mylę się — rzekł mnich — dzieci ze krwi miéć możecie, ale te się do was, a wy do nich nie przyznacie... Któż wié, czy nie staną się z wyroku Bożego nieprzyjaciołmi własnego ojca...
Hetmanowi na myśl przyszło w téj chwili coś, bo drgnął cały, rzucił się ku drzwiom, jakby słuchać już nie chciał, i uciec od tych gróźb, z politowaniem upokarzającém głoszonych.
O. Elizeusz postąpił kilka kroków ku niemu, wyciągając ręce...
— Przebacz mi, dziecko moje, — zawołał — tak! gorycząm cię napoił; ale od naczynia, piołunu pełnego, nie żądajcie, by usta osłodziło.
Branicki zawrócił się i, żywo pochwyciwszy za rękę Elizeusza, całować ją począł, lecz nie wyrzekł już słowa.
— Pociechy w sobie szukaj — odparł mnich — nie we mnie. Bóg z tobą — Bóg z tobą.
Hetman orzeźwiał nieco.
— Spowiedź przecie, żal za grzechy, dobre uczynki mogą zmazać przeszłość...
— Mogą szalę przeważyć, ale ciężaru nie odejmą z niéj — odparł ojciec Elizeusz. — Nie sądź tylko, że zacięży na wadze anielskiéj złoto twoje, ofiary mienia, chleb, mirrha i kadzidło!
Skrucha, łza, czyn pokorny a cichy. —
Zdala dał się słyszéć dzwonek klasztorny i ojciec Elizeusz przerwał mowę.
— Boża godzina uderzyła — odezwał się — na modlitwę czas. Dla Hetmana nie poświęcę Boga; idź w pokoju!
To mówiąc, odwrócił się i krokiem powolnym, ze złożonemi rękoma ku klę-