Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

Dla kogo innego byłoby ono może mniéj zrozumiałém, Clement odgadł zapewne o co chodziło.
— Wielka moc ducha w tych ludziach; — rzekł — żona nie uroniła łzy, syn swojemi rękoma złożył go do trumny, obsypał kwiatami — i poprowadził matkę do grobu.
— Co myślą? cóż daléj? — pytał Hetman — z serca mi ich żal...
— Z tą mocą ducha — zawołał doktor — potrafią, bez wątpienia, ciężkiemu losowi swojemu podołać. Chłopiec kocha matkę i na wszystko dla niéj gotów...
— Tak — odparł Hetman z przekąsem pewnym — będzie na tym zagonie nędznym pracować i przyszłość swą w niego wkopie...
— Sądzę, że nie; — rzekł Clement — matka na to nie pozwoli.
Rozmowa się przerwała. — Hetman stanął nad stawkiem i zapatrzył się w wodę.
— Proszę cię, Clement kochany, pomyśl o tém, jakbyś, nie zdradzając się, mógł przyjść im w pomoc czynnie. Jeżeli ty sam nie możesz, użyj zaufanego od siebie.
Łowczyc miał wielu przyjaciół, bo to był człowiek serca i charakteru. Na Święty Jan będzie ludzi dużo — wybierz kogoś, od siebie go zainteresuj losem tego chłopca i wdowy....
— Ta rola najwłaściwiéjby przypadła staremu Kieżgajlle — odezwał się doktor.
— Z tym waryatem i impetykiem niéma co mówić; — przerwał Hetman — musisz wyszukać innego.
— Brat nieboszczyka także się na niewiele przyda — dodał Clement.
Pogardliwie ręką rzucił Hetman.
Zdala pokazał się Pułkownik Węgierski z drugim jakimś mężczyzną w mundurze; Hetman, zobaczywszy ich, westchnął, i zwracając się do doktora, zamruczał:
— Aż tu za mną gonią. Nieznośne natręty!
Lecz kończąc ten wykrzyknik, nawykły do wymagań życia reprezentacyjnego, już twarz piękną wypogodził, przybrał postawę hetmańską i z uśmiechem oczekiwał na gościa, którego natrętem nazwał, gotując się przyjąć go jak najuprzejmiéj.


∗             ∗

W Borkach tego wieczora, po powrocie z pogrzebu, panowała taż sama złowroga cisza, która zaległa dworek ubogi, gdy Łowczyc zachorował. Na chwilę przerwały ją śpiewy księży i jęki sług; teraz wróciła znowu straszniejsza może jeszcze, bo już za nią ani promyka nadziei nie było...
Clement nie przesadził nic, mówiąc przed Hetmanem o mocy ducha wdowy.
Boleść, nie wycisnąwszy z niéj łez, wprawiła ją w rodzaj odrętwienia.