sobą, a buziaczek różowy, który się schylił, aby téż coś posłyszéć, został przez brunetkę odepchnięty.
Nie pozostało więc niebodze, z którą się tak nieludzko obeszła brunetka, nie dozwalając jéj zaspokoić ciekawości, nic nad to, jak, mszcząc się, oczy bławatkowe wlepić w ładnego kawalera. Ten właśnie stał przy koniu, miał siadać; lecz gdy wzrok ku sobie zwrócony spotkał, tak się zmieszał, tak stracił przytomność, iż nawzajem zapatrzył się na śliczną panienkę i — wśród gościńca, na oczach ludzkich oboje, jak poczęli się sobie przyglądać i uśmiechać, zapomnieli o wszystkiém na świecie. Dopiéro gdy sekretna konferencya starszych pań się skończyła i brunetka, obejrzawszy się, zobaczyła, co się dzieje; targnęła laleczkę za suknię... Ta aż krzyknęła, przestraszona i zawstydzona, że ją na gorącym uczynku schwycono.
Starościna, dawszy młodzieńcowi raz już naukę, chciała widać dopełnić ją i nie odprawić, pókiby go nie wyuczyła przyzwoitości.
— Słuchaj-że acindziéj jeszcze — poczęła. — Przecie zaprezentowawszy się osobom dystyngowanym, masz prawo, submittując się grzecznie, zapytać: — Z kim-że mam honor? Dowiedziałbyś się przynajmniéj, że ja jestem Starościna Kupiska, a oto ta pani siostrą jest moją, Generałową... a oto ten trzpiot — jéj córką a moją siostrzenicą... A tak gdybyś pojechał, o niczém nie wiedząc, nawet-byś nie mógł opowiedziéć, kogo spotkał wypadek na drodze.
Tym razem, zamiast się gniewać, uśmiechnął się Teodor, skłonił z uszanowaniem, i oczyma obchodząc wszystkie panie, gdy z kolei przyszedł do buziaczka, tak nań spojrzał wzrokiem natężonym, gorącym, że dzieweczce wystąpiły kolory, zadrżała, rozśmiała się, i — nie zważając na ciocię i mamę, dygnęła najcudowniéj, główką mu dawszy znak — jakby — do widzenia na którym bądź świecie!!
Że potém strzemienia Todzio długo znaléźć nie mógł, a dosiadłszy konia, jeszcze się skłonił buziakowi i parę razy ku niemu obejrzał, nie było nic dziwnego. Wychowany skromnie, mało obcując z kobietami, pierwszy raz w życiu spotkawszy takiego aniołka, tak mu się uśmiechającego, stracił głowę na chwilę.
Opanowała go szalona dziewczyna tak, iż długo nic nie widział przed sobą; ćmiło mu się w oczach, różowe usta, dwa dołki koło nich, niebieskie oczy, figurka ta laleczkowata, kręciły się przed nim w powietrzu. Zawstydził się wrażenia, którego doznał.
Chciał do Choroszczy zajechać, aby o powóz dla Starościny i Generałowéj prosić, gdy, zbliżając się do miasteczka, postrzegł, że posłany konno człowiek już polecenie swéj pani spełnił i ekwipaż prowadził. Mógł więc Teodor wprost, nie zatrzymując się, jechać do Borku.
Przez drogę miał o czém myśléć, bo się musiał tłómaczyć matce ze spóźnienia. O Hetmanie mówić jéj nie mógł, i postanowił utaić; potrzeba było złożyć wszystko na Starościnę i Generałową. Uderzyło go to, że, gdy matki
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.