— Ze psy, choćby Pańskiemi, ludziom próżności światowéj do pokrewieństwa się przyznawać!! a to na co??
Łowczycowa słuchała z dala.
— Jam tu przybył z obowiązku, strapionych pocieszać; — rzekł staruszek — choćbym wam obcy był, powinienem słowo Boże do serc nieść i pukać do nich, gdyby były zamknięte... Pokój wam!! pokój wam!
— Młodzieńcze — odezwał się, odetchnąwszy nieco i podnosząc oczy ku niemu — niechże ja głos twój usłyszę? W głosie wyraża się dusza? Mów... Jaki sobie stan obrałeś?
— Ojcze kochany, żadnego dotąd! — odparł Teodor, dziwnie ośmielony przez zakonnika, w którym czuł życzliwość ku sobie... — Uczyłem się u Pijarów; nauki się skończyło; teraz, co Bóg da i nastręczy? niewiem. Do wyboru wiele nie mam...
— A cóżby ci się uśmiechało? — spytał ojciec Elizeusz. Ino — prawdę mi mów, bo ja ją odgadnę, choćbyś krył?
Teodor tak jasnym wzrokiem popatrzał nań, że staruszek rozradował się i zawołał wesoło:
— Tabula rasa!
— Ksiądz Konarski — odezwała się matka, — chce go przy Księciu Kanclerzu umieścić w kancellaryi.
Ojciec Elizeusz głową pokręcił.
— Obce mi wasze dwory i panowie — rzekł — nie znam waszych kanclerzów... Z Bogiem wszędzie iść można, a Boga w sercu ma....
— Tylko nie na dwór pana Hetmana, — ostro przerwała Łowczycowa, — na ten ja nie pozwolę. — Jak gdyby pomiędzy nią a starym zakonnikiem było jakieś porozumienie, spojrzeli po sobie, i ojciec Elizeusz dodał:
— Hetman złym téż nie jest, ale słabym jest; a co słabe, tém się źli posługują, i wszelki wiatr nagina...
Znowu się wpatrzył w pięknego młodzieńca i, ręką miejsce mu wskazawszy przy sobie, z wielką czułością rozglądał się w jasnéj twarzy, jakby widokiem jéj nasycić się nie mógł.
— Obyś ty, dziecko moje — począł powoli — z takiém obliczem poczciwém, otwartém, nieskażoném niczém, wyszedł z téj walki, która cię czeka.
Czystym wchodzisz w szranki, bodajbyś wrócił z nich, choćby poranionym, lecz nieskalanym.
Wnijdziesz w ten świat, na którym Boga niéma.
Mówią-ci o Nim tam wszyscy i cześć Mu oddają, ale słowo Jego martwe dla nich, a cześć bezduszna... Zowią to wielkim światem, gdy w istocie świat to najmniejszy, bo między nim a Bożym wrota zamknięte. Wszystko ziemskie tam pierwsze, a anielskie ostatnie.
Ale bez walki niéma zwycięztwa! Iść musisz, aby zdobyć nie chleb powszedni, lecz wiekuisty pokarm duszy... Idź więc, dziecko moje, w imie Boże!...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.