lepiéj, iż co czynił, to z rozwagą, i nie na lekko.. Nie potrzebował on łaski pana Hetmana; nie chcę ja, aby mój syn się do niéj uciekał.
Porucznik aż się przeżegnał.
— Zlitujcie się! — począł gwałtownie — kto? wy? my? on? Asińdzka? my będziemy wojnę z tym potentatem prowadzić, dla tego że... nieboszczyk miał bzika! A wiecie, co Hetman może? co on jest? Pierwszy po królu. Bez niego nic, z nim wszystko.. Asińdzka dziecko skazujesz i dekretujesz na wiekuistą nędzę!!
Łowczycowa odwróciła twarz, zamilkła.
— Nie! to nie może być — mówił poruszony Porucznik. — Ja na złamanie karku pędzę, aby krew swą ratować, i nim się zaopiekować, a tu...
— Wola nieboszczyka była — odparła gorąco Łowczycowa — aby Teodor od Hetmana nigdy nic nie potrzebował. Wola ta dla mnie święta! Todzio jutro, lub pojutrze, jedzie i wstępuje do kancellaryi księcia Kanclerza.
Posłyszawszy to nazwisko, Porucznik z siedzenia skoczył.
— A to, jak Boga mego kocham, komedya, czysta komedya! Asińdzka wiész, co znaczy Kanclerz i Wojewoda Ruski?! a toż są patriae inimici, a to rebellizanci, co myślą Króla jegomości detronizować, a z pomocą Imperatorowéj prowadzić na tron swoje plemię!
Pójść tam, do nich, to znaczy jawną wydać wojnę Hetmanowi, stanąć w szeregu przeciw niemu?
A to i dla mnie będzie pociecha, gdy się Paklewski zjawi między tymi, których my może szablami zmiatać będziemy musieli. —
Porucznik krzyczał okrutnie, po żołniersku, aż się po całym dworku rozlegało. Wzruszony był, gniewny. Łowczycowa blada, ale nieulękła, marmurową twarzą patrzyła nań, nie okazując najmniejszéj trwogi. Teodor stał, nie śmiejąc się wmięszać.
— Miałżem ja tu po co jechać — dodał pan Hyacynt — aby się dowiedziéć, iż moja krew familii służyć będzie...
— Zmiłuj się, — odparła wdowa! — Sam-że wasz Hetman z tą familią spokrewniony.
Porucznik ręką machnął.
— Wpakowali mu, mościa dobrodziejko, szpiega do domu — zawołał. — Mądra polityka miéć w cudzym obozie sprzymierzeńca! Nie mniéj Pan Hetman nie da się oplątać, ani pociągnąć, ani zastraszyć. Mają Czartoryscy Imperatorową, mamy my Króla Francuzkiego i Sasów z sobą. Damy im! pokażemy!! Ho! ho!!
Miotał się strasznie Porucznik, i rzucając tak, gdy trafunkiem do stolika się zbliżył, a zobaczył wódkę z flaszką, nalał sobie trzeci kieliszek, wypił go i chlebem w soli umoczonym zakąsił. — Czynność ta dała mu spocząć i ochłonąć nieco.
— Niechże mi bratowa dobrodziéjka daruje — dodał, całując ją w rękę, —
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.