Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niceśmy mu nie winni i nic od niego nie potrzebujemy — odparła z dumą wdowa.
— Tak się mówi, ale prepotencyą ma — odezwał się Porucznik, — pod bokiem mu siedzicie; gdy się mścić zechce, co mu łatwiejszego, jak was zniszczyć?
Wdowa skinęła głową tylko. Widząc, że z nią nie poradzi nic, wziął Porucznik do ogrodu z sobą Teodora, usiłując jego na swoję wiarę nawrócić; ale go znalazł zimnym i zrezygnowanym na posłuszeństwo matce.
— Najgorsza rzecz — dodał w końcu Porucznik, — że ja z waszéj łaski łgać jeszcze będę musiał. Spyta mnie, ni fallor, Hetman: a cóż asindzieja synowiec? — Co ja mu powiem? — Ni to ni owo! Zmydlę tak, aby się domyślał czego chce... Kara Boża! Tegom się nie spodziewał, ale z jéjmością rady nie dam.
Rozśmiał się i, jakby zapominając, że z synem mówił — dodał:
— Nieboszczyka pod pantoflem trzymała — nawykła do despotyzmu, a ja z babami nie umiem!! Słowo daję.
Pożegnał się jednak najczuléj Porucznik, dopominał się o strzemienne, napił jeszcze, i szablę sobie przywiązawszy do boku mocno, bo się nią bardzo cieszył, pokłusował do Białegostoku.
Odetchnęła lżéj Łowczycowa, zobaczywszy go na drodze ku lasowi.
— A teraz — odezwała się, zwracając do syna, — Todziu mój drogi, wybieraj się bez zwłoki do Warszawy.. Czasu tracić nie możesz... Powrócisz do mnie, gdy raz zainstallowany będziesz...
Nie słuchaj, co mówił Porucznik; idź do księcia Kanclerza; cała ta pozorna siła Hetmana pryśnie, gdy ją do walki wyzwą.
Słuchałeś stryja? Tak u nich wszystko na słowach i na krzyku, a do czynu niesposobni są...
Niech giną! — dodała surowo — zasłużyli.


∗             ∗

Pan Porucznik Paklewski, choć rozweselony strzemiennim i wdzięczen za piękną szablę, którą mu bratowa darowała, wyjechał z Borku; nim do Choroszczy się dostał, już sposępniał wielce, a dwie mile mając jeszcze do Białegostoku, wpadł w tak smutne zamyślenie, że koń, korzystając z wolnych cugli, parę razy mu się brał do gryzienia trawy, za co dobrze oberwał od pana.
Nie mógł tego strawić, że kobieta nad nim otrzymała zwycięztwo, i dopiero wszystko ważąc i rozważając, jak to było, doszedł, iż go zażyła chytrze, gębę mu zawiązawszy podarkiem... Już mu tedy i szabla tak nie smakowała, a gdy na nią spojrzał, nie wydała mu się tak piękną, jak wprzódy.
— O! chytra niewiasta! — mówił w duchu — zażyła mnie z mańki! a jam sobie powinien pokutę naznaczyć za to, żem się spisał jak — ostatni...