Nie miał się więc z kim kłócić Porucznik i począł co najprędzéj ubierać się, aby do pałacu śpieszyć z powinszowaniem, choć w tłumach tych nie bardzo Hetman mógł spamiętać kogo-by zabrakło.
Gdy Paklewski, z pomocą pocztowego swojego, przystroił się nareszcie i wystąpił jak należało, już do pałacu docisnąć się było trudno. Armaty ciągle ognia dawały, oprócz tego piechota i Węgry z Janczarami, ustawieni do koła dziedzińca, z ręcznéj broni nieustannie strzelali...
Powinszowania wszystkie już złożone były, o których Porucznik tyle się tylko dowiedział, że deputatom trybunałów i regimentów, (do których należał), rozmaite prezenta i kwoty pieniężne wyznaczone były. Spodziewał się i on nie być z pod prawa tak szczęśliwego wyjętym. Hetman, Hetmanowa, goście, jedni sześciokonnemi powozami, drudzy pieszo i konno ciągnęli na uroczyste nabożeństwo do Fary; lecz wielu powołanych, jak Paklewski, miejsca już tu nie znalazło, bo kościół nabity był ludem, ciekawymi, duchowieństwem, które z Bielska, Tykocina, i innych majętności hetmańskich zgromadziło się nader licznie. Karmelici, Dominikanie, Missyonarze, kler świecki, zajmowali całe prezbyteryum, a niektórzy i w ławkach miejsca szukać musieli.
W czasie uroczystéj summy, wyjąwszy kazanie, któremu folgowano, dragonia i regimenta, a kiedy niekiedy działa się odzywały. Artylerya téż niebieska się do tego przyłączyła, gdyż pod sam koniec summy, nadciągnęła chmura czarna i grzmiéć poczęło, a piorunów kilka w drzewa około miasteczka palnęło i ulewa z pół godziny trwała taka, że, gdy po ustaniu jéj do pałacu na obiad się przyszło dostawać, mało kto wyszedł cały i nieubłocony. Ci tylko, honoratiores i panie, które powozy miały, od błota się salwowali — wszyscy piesi musieli obmywać się i ocierać, nim przystąpili do stołu hetmańskiego.
Porucznik, choć się trochę przypóźnił, był jednak tak szczęśliwy, iż przy jednym z mniejszych stołów miejsce sobie znalazł, a co mu milszém było nad wszystko, to, że go los jakiś fortunny niedaleko pani pułkownikowéj Węgierskiéj ulokował, któréj był z dawna wielbicielem.
Pułkownikowa była jedną z dam dworu pana Hetmana, w różne obfitującego piękności, najpowszechniéj uwielbianych. Opowiadano nawet, iż, za ostatniéj swéj bytności, Książę panie kochanku, w bardzo dobrym będąc humorze i do teatru po wschodach konno przybywszy, przy pani Węgierskiéj jak siadł, tak do końca spektaklu się od niéj nie ruszył. Co chwila musiała się rumienić piękna pułkownikowa, tak żwawe prawił jéj komplementa.
Paklewski dawnym był znajomym pani Węgierskiéj, bo ją jeszcze panną znał i do niéj wzdychał, a miał u niéj tyle faworu, że, gdy go zobaczyła, choćby sto osób świadków było, zawsze mu główką skinęła. I tym razem, zobaczywszy Paklewskiego, uśmiechnęła mu się, z czego assumpt biorąc, ponieważ go szlachcic od niéj przedzielał, wyprosił u niego zamianę miejsca, tak, że przy saméj pani mógł usiąść.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.