Zawiódł się jednak na tém mocno, gdyż z wczorajszych gości nikt prawie się nie oddalił, i tłum był taki, jak dnia poprzedzającego; — Pułkownikowa, oblężona, ledwie zdala mu głową kiwnęła.
Mniéj tylko z dział bito i strzelano, a towarzystwo, nieco wczoraj znużone, spokojniéj się zabawiało...
Dostojniejszych ogromne baty, szkarłatem okryte, powiozły na stawy, a muzyka im na statkach towarzyszyła. Że dzień był piękny, reszta gości przechadzki nad brzegiem używała, gdzie, dla zaspokojenia pragnienia, namioty porozbijane napoje różne mieściły.
Właśnie téż Paklewski miał tego dnia zgagę, palenie w gardle, i ochotę do picia wszystkiego, co się nastręczało, krom przeznaczonych dla płci słabéj migdałowych i wodnistych chłodników. A że mu się trafił Rotmistrz Hermanowski, wyśmienity człek, a dawny druh, z tym do wieczoru w chłodzie się popijając przechadzali, i wieczorem już Paklewski uczuł się zupełnie zdrowym, z apetytem do wieczerzy wybornym.
Zawczasu jednak i tego dnia poszedł do dworku, bo nazajutrz nowa solenizacya urodzin pani Hetmanowéj przypadała, na którą sił trzeba było. Obchodzono festyn ten obiadem w Choroszczy, na który mil dwie konno zrobić musiał porucznik. Znajdować się zaś nieodmiennie tam musiał, już dla assystowania Hetmanowi, już dla sztucznych ogni, illuminacyi i różnych okazałości, którym chciał się przypatrzyć.
Na ten dzień, pałacyk w Choroszczy nie starczył na pomieszczenie gości, lecz w ogrodzie stoły pod namiotami były ponakrywane.
Przybywszy tu i przed obiadem zażywając przechadzki, pomyślał sobie Paklewski, że Borek pod bokiem, a synowiec jego nic widziéć nie będzie, bo mu matka pewnie zakaże z domu się ruszyć. — Zabolało go to; chciał nawet wyrwać się konno, aby chłopca przywieźć w sekrecie i zabawić, — zląkł się jednak bratowéj.
Choć chłopca mu żal było, na gniew się narażać nie miał ochoty. Gorzko więc począł w duszy na kobiety i na wychowanie babskie narzekać. — Tym czasem wspaniałe przyjęcie szło swoim trybem; a choć na panią Hetmanową sarkano, że tajemnice dworu zdradzała, wszakże, gdy sam Branicki ją honorował, musieli i inni czcić, do czego i wspaniała piękność wielkiéj pani pochop dawała. Rozum jéj téż przypisywano wielki, po familii, do któréj należała, wzięty, którego dowodem najlepszym było, iż się na stanowisku tak niebezpieczném utrzymać umiała, z rodziną swą nie zrywając i z mężem będąc w przyzwoitéj komitywie.
U stołów już tego dnia, na pyramidach cukrowych, obok Gryfa Branickich, Ciołki Poniatowskich widać było, a pierwsze zdrowie, przy huku dział ogromnym, było pani Krakowskiéj! Niektórzy pili je z przyklękaniem, prawili mowy, recytowano wiersze Drużbackiéj i Matusewicza; Porucznik węgierskiém winem smutek zalewał obficie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.