Hetman srodze, okrutnie, bez litości i sumienia postąpił z twoją matką!.. nie pytaj więcéj! tyś powinien być jéj mścicielem, ty...
Przerwała, jakby już powiedziała za wiele.
— Todziu, jedź natychmiast!
Syn już był tak strwożony i przejęty, że się ani śmiał opierać, ni prosić o zwłokę.
— Chodź ze mną — dodała — obliczym, co mamy... weź ostatnie, oddam ci resztkę jakich tam moich klejnotów, które mi się już na nic nie zdały, bo są łez i żółci pamiątką... Sprzedaj je... Jedź! jedź! jedź!
Namiętnie tak rozpocząwszy, Łowczycowa natychmiast, spojrzawszy na syna zbladłego, upokorzonego, stojącego jak winowajca, pożałowała go, i z równą gorączką na szyję mu się rzuciła.
— Dziecko moje! ja ciebie od siebie odpędzać muszę... o dola moja!!
Płacz i łkanie powtórnie mowę jéj odjęły, a Teodor, oprócz ciągłych zapewnień o posłuszeństwie, nie umiał innéj znaléźć odpowiedzi.
Było około północy, gdy Teodor poszedł się przebrać, i stosownie do rozkazu matki, wybierać się w drogę. Nie odwołała go, i owszem nalegała na to, ażeby dzień już tu nie zastał Teodora.
Sam wybór tak pośpieszny w podróż nie był bez trudności: nie było sposobu inaczéj go obmyślić, jak konno, i bez pachołka nawet, bo ten i koszt musiałby powiększyć, i zdatnego nie mieli w Borku.
Płacząc, biegając, zbierając co mogło dziecku być potrzebném, całą noc spędziła Łowczycowa na zajęciu tém, nie chcąc spocząć, póki-by wszystko nie było gotowe.
Sam Teodor przyśpieszał wyjazd swój, uspokajając matkę. Zaczynało dniéć, gdy siadł na koń, a wdowa wyprowadziła go do krzyża pod lasem pieszo — i tu, łzami oblawszy głowę, gdy chłopak się oddalił, na kolana padła, modląc się...
Sługi, które były świadkami jéj gorączkowego rzucania się, niepokojąc się, gdy wyszła z synem, pogoniły za nią zdala, i na-pół omdlałą przyprowadziwszy do domu, położyły w łóżko na spoczynek...
Przeczucie nie omyliło wdowy, która się lękała natrętnych napaści na syna z Białegostoku: z południa nadjechał Dr. Clement, wioząc z sobą Porucznika.
Francuz chciał naprzód wybadać w domu, czy Teodor przyznał się przed matką do wczorajszéj wycieczki.
Sługa stara opowiedziała mu o powrocie panicza, o wielkim gniewie pani, i o wyprawieniu go w jakąś podróż.
Łowczycowa leżała jeszcze, gdy jéj o przybyłych oznajmiono; wstała natychmiast. Po twarzy jéj, gdy wyszła, mógł doktor poznać, że przebyła noc straszną — blada była i gorączką jeszcze świeciły oczy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.