Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

széj pani nie znam. Surowa to prawda i hic mulier, ale jéj to przystało... bo téj pani wszystko do twarzy...
— To prawda! z uniesieniem dorzucił Trzaska: jeszczem takiéj jakem żyw nie widział. Można dla niéj oszaleć.
— A zkądżeś to pan z nią znajomość zrobił?
— W drodze poznałem...
Poczęli tedy chórem oba sławić oną piękność, a jeden przed drugim nie przyznał się wcale, żeby umyślnie za nią jechał... Borodzicz nawet prędko się powstrzymał, zostawiając towarzyszowi pole swobodne do uniesień i pochwał.
Mówili potém o mężu, o którym coś dobrego trudno było powiedzieć.... Cała rozmowa wszakże tak prowadzona była, iż się żaden z tajemnicą swą nie wydał. Ale, jadąc razem weseléj było, i wyminąć się trudno... połączyli się tedy. Trzaska badał Gracyana po co jechał tak daleko, ten go nawzajem macał — zbyli się oba ni tém ni owém. Jechali w trop prawie za kolebką, oba jednak mierząc się tak, aby się jéj widziéć nie dawali oba też noclegów i popasów szukali zawsze takich, aby się z panią Piętkową nie stykać.
Dziwna rzecz, że zdradzając się oba co chwila, wcale się nie posądzali o to, co ich za piękną panią prowadziło... Ani im to oczu nie otworzyło, że się zastosowywali do sposobu podróżowania kolebki, którą dobrzeby wyprzedzić byli mogli. Tak posuwając