Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

Żadnego więc stałego planu usnuć nie umiała Elżusia, rozmyślając i nad tém, że ostrzeżony przez Dziembę pan Zygmunt kryć się będzie lub uciekać. Cała podróż teraz wydawała się jéj próżną i bezskuteczną. Na te łzami przeplatane rozmyślania, zastukawszy wprzódy, wszedł od pana wojewody Rzesiński, oznajmując pani Piętkowéj, iż w zamkowém teatrum miało być tego dnia przedstawienie, że na nie tylko dostojniejsze osoby przypuszczano, lecz że p. wojewoda do loży osobnéj zaproszenie dla jéjmości uzyskał i takowe jéj ofiarować się ośmiela.
Wahała się z razu czy je przyjąć Zygmuntowa, lecz po krótkim namyśle, podziękowawszy Rzesińskiemu i wojewodzie, wyciągnęła rączkę po nie... i dygnęła.
Przyszło jéj na myśl, iż właśnie w ten jeden sposób najłatwiéj mogła o Zygmuncie się dowiedzieć, spotkać się z nim lub, za radą starosty daną w Warszawie, zazdrość jego obudzić. Teatr zaczynał się dosyć wcześnie, jak podówczas wszystkie; trzeba więc było prędko się ubierać, a na widowisko, na którém dwór być miał, jako tako się przyodziać nie wypadało, choć znowu zbyt uderzającego stroju Elżusia włożyć nie chciała.
O trzy kroki ztamtąd byli fryzyerowie królewscy, z których jeden przywołany z żelazkami przybiegł z ukłonami do ziemi, a gdy Elżusię twarz w twarz zobaczył, o mało nie padł, tak mu się piękną wydała. Śmieszny był ze swemi krygami i językiem, do któ-