Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

się, taką w nim, jak powiadał, obudzała aprehensyę... Jejmość skoczyła lekko do swojéj, drążnicy mierzonym krokiem ruszyli. Teatr królewski mieścił się w zabudowaniach zamkowych. W chwili, gdy się przed wschodami zatrzymali, mnóztwo lektyk i powozów zajeżdżało, po wschodach dążyło osób postrojonych wiele, tak, że ledwieby się przecisnąć byli mogli, gdyby nie promienista twarz Elżusi, przed którą ustępowali wszyscy, a że tu nową i nieznaną była, pytali się jedni drugich, ktoby to mógł być, domyślając się w téj tajemniczéj piękności nowéj jakiéj Dieskau lub Osterhausen. W ten sposób utorowaną sobie znajdując drogę, dopytali się do wyznaczonego miejsca, o które się snadź wojewoda postarał, a przypadło tak szczęśliwie lub niefortunnie, iż wprost loży J. K. Mości usiąść musieli.
P. Eligi, który jako żyw na podobnych uroczystościach nie bywał, skrył się jak mógł daleko w kątek, aby się z niedzielnym kontusikiem, chudo wyglądającym, nie popisywać. Elżusia usiadła na przodzie, odrzuciwszy nieco koronkowéj zasłony, a gdy piękna jéj twarz i figura ukazały się w całym blasku, szmer podziwienia i uwielbień rozszedł się po sali.
Teatr wspaniale był woskowemi świecami i lampami oświecony, a strojami panie przytomne gasiły wieśniaczkę, bo od brylantów i rubinów się iskrzyły; mimo to, pięknością marmurowéj twarzy nikt się z nią mierzyć nie mógł. Tém bardziéj ona była