Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

ści Apollinem, słońcem; z postawy i rysów dawnych pozostały mu szczątki i ślady... twarz była nalana, ciało rozrosłe nad miarę... cerę fałszywy podnosił rumieniec. Na czole krosta nie jedna wyryła fałd wiekuisty, zmarszczki snuły się po gładkiém obliczu, powieki zdawały ospale spadać na oczy znużone... Wielki jednak majestat świecił z czoła pracowicie wypogodzonego, a usta uśmiechały się wdzięcznie i zalotnie. Strój świeży, bogaty, jaskrawy, resztki dawnéj piękności podnosił... Zaledwie wszedł i usiadł mając po za sobą Vitzthuma, młodego Brühla, Sułkowskiego i Rutowskiego — oczyma począł wodzić po sali... lecz znajdując same znajome fizyonomie na żadnéj z nich się nie zatrzymał... Dopiero widok Elżusi, siedzącéj naprzeciw, nagle jakby obudził króla; poruszył się, oczy wlepił w bladą nieco twarzyczkę Piętkowéj i Sułkowskiemu coś szepnął... Sułkowski wysunął się niespostrzeżony. August II nienawykły do ukrywania swych wrażeń, z dziwnym uporem przyglądał się Elżusi, która zaledwie spojrzała raz na majestatycznego króla i wzrok zwróciła na teatr... Łatwo zgadnąć, iż Sułkowskiemu polecono było dowiedzieć się o piękną nieznajomą, a ten wprost o to udał się do wojewody.
— Wiesz książę co? szepnął zagadnięty: czyby nie lepiéj było, ażebym ja sam poszedł historyę tę N. panu opowiedzieć?
— Opowiecie ją przy zdarzonéj okoliczności — jeśli jest historya jaka; tymczasem proszę o imię i nazwi-