ków będącego w rodzinie, a któremu równego trudno było znaleźć nie dla kosztowności kamieni, lecz wielce kunsztownego wyrobu. Posądzono różnych o kradzież tego precyozu, ale nikt Zygmunta o to nie pomówił — Duparca ten łańcuch z granatów, spajany złotemi węzłami, miała właśnie na szyi.
Elżusia wzdrygnęła się na to świętokradzkie użycie klejnotu babek i prababek, odkradzionego ze skarbca domowego dla francuzkiéj skoczki — twarz jéj oblała się krwią, oko zapłonęło ogniem strasznego gniewu... powstrzymała się jednak od okazania oburzenia, z niemałym trudem.
Miała tedy przed sobą tę sławną piękność, dla któréj żony, wstydu, poczciwéj sławy i spokoju domowego wyrzekł się Zygmuś, i szukała w niéj tego uroku, którym mogła serce odebrać... Francuzica wprawdzie z bezwstydem wielkim i łamańcami dziwnemi wyprawiała skoki, zręczna była, zwinna, zapalczywa, śmiała, — lecz kobiece wejrzenie dopatrzyło w niéj łatwo wieku, znużenia, wysiłku i dawno straconéj młodości. Z pogardą patrzała na mizdrzącą się do loży królewskiéj, do pięknych panów, do kilkuset z kolei widzów zalotnicę, ukradkiem obdzielającą uśmiechami swych niezliczonych wielbicieli... Stryj Eligi, który o niczém nie wiedział, ale także ów sławny łańcuch granatów na szyi baletnicy zobaczył, ze złożonemi rękami na przebłaganie zagniewanych niebios, odmówił po cichu — Zdrowaś Marya.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.