Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

Właśnie domawiał modlitewki, gdy wojewoda wychyliwszy się ze swéj loży, począł mu dawać znaki, aby się ku niemu przybliżył. P. Eligi przyszedł posłuszny.
— Patrzaj asindziéj — szepnął mu wojewoda — jak to oczy wszystkich zwrócone na pańską synowicę; król nawet od początku widowiska nieustannie patrzy na nią. Powinszować więc sukursu.
— A do czego on się nam zdał, panie wojewodo? spytał naiwnie stryj — a co nam po tém? nas i łaska królewska z tego błota, w któreśmy przez owego trutnia wleźli, nie wyratuje! To strawny człek! A co ona pocznie? Już jéj nic po nim...
Wojewoda ręką kiwnął, przyłożył ją do ust i szepnął w ucho Eligiemu:
— Jejmość się pokonsuluje, a dalipan, że sobie innego i lepszego męża znajdzie, to pewna. Z jéj twarzyczką... o to nie będzie trudno... Król przysyłał do mnie Sułkowskiego aż pytać o jéjmość dobrodziejkę.
— A co nam po królu i jego ciekawości! szepnął Eligi...
Grzmot oklasków, na znak dany przez Augusta II, wynagrodził pannie Duparc ukończone straszném salto mortale łamańce... Tancerka kłaniała się do ziemi ręce na piersiach złożywszy, a nóżki trzymając pod kątem prostym jedna do drugiéj.
Klaskano tak, aż Elżusia, by nie patrzéć na ohydną istotę, zakryła się wahlarzem... Tańce się przecież skończyły...