Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

biło się jaśniéj, na sercu lżéj... przybyło odwagi, odbiegło trochę gniewu... Duparc wydała się ładniejszą znowu... a żona — pal ją dyabli! — rzekł w duchu. — Tylkobym jéj chciał dokuczyć... bo tego warta. Chciało się jéjmości szkosztować zakazanego owocu? nie dosyć! przyszła mi go jeść pod nosem, ażebym na to patrzał! To co się zowie miło!... cha! cha!
Pociągnięto go do wieczerzy... poszedł. Duparc, ulitowawszy się nad nim, dała mu całusa... ale go otarł zaraz... i siadł od niéj z daleka. Była pewna, że zazdrośny o króla, i śmiała się z radości. Tymczasem posadziła przy sobie nowego wielbiciela, który już od trzech dni o względy jéj się starał. Był to młody Flemming, ledwie wypuszczony w świat... bez brody i wąsów, ale już w mundurze i z kieszenią dotąd nabitą. Miał tylko jedną babkę sztaruszkę, która go niezmiernie kochając, na wszystkie mu dostarczała fantazye. Duparc, dobrze się wprzódy dowiedziawszy o nim, zaczynała przychylném nań patrzeć okiem. Zygmunt zresztą, od niejakiego czasu, był całkowicie wyczerpany... pieniędzy pożyczał, pora go się pozbyć było. Flemming zaręczał, że nad kilkanaście dukatów pożyczonych nie ma nic Polak w kieszeni...
Duparc wierzyła temu bardzo; jedno ją tylko od zupełnego zerwania wstrzymywało, że podobni Zygmuntowi, z dala przybywający panicze, słynęli w Saksonii jako bogacze... a chwilowy niedostatek mógł nic nie znaczyć, bo z dóbr nowe przypływały za-