Mówili znajomi i przyjaciele: — Przecieżci go we zbroi kołysał, to go do wojska daj. — A no — ojcu się nie chciało jakoś myślał, że się piwo wreszcie wyburzy.
Młodości wreszcie opisywć nie będę. — Łowczy był cięty niebezpiecznie od dzika, i chorzał, obawiał się żeby jedynak, któremu się już naówczas wąs był puścił, nie szalał zbyt długo, i po naradzie z jejmością postanowili go ożenić. A było to także nie łatwe zadanie jaką mu dać żonę, bo lada pokorne stworzenie nie dałoby sobie rady z Zygmusiem, i trzeba mu było dobrać taką hic mulier, coby jegomości narzuciła dobre wędzidło i na wodzach trzymać umiała; samą zaś siłą nigdyby go nie mogła pokonać; należało więc szukać i urodliwéj i mądréj niewiasty, co by tego wisusa okiełznała.
Wciąż i ojciec i matka nic nie mówiąc Zygmusiowi, bo by się on ożenić wedle przykazania nigdy nie chciał, po cichu przepatrywali, przepytywali, rozglądali się. Już im o majątek nie szło, ani o świetną kolligacyę, byle co poczciwego, gładkiego i silnego, żeby się mogło postawić Zygmusiowi, a w kaszy mu się zjeść nie dało.
W sąsiedztwie mieszkał szlachcic Okoń Pieńkowski, nie ubogi, nie bogaty, zamożny, pracowity, a obdarzony pięciorgiem dorodnych córek. Dwie już z nich były zamężne, i błogosławieństwo wniosły do domów, trzy zostawały na wydaniu. Matka je wychowywała sama, a była kobieta co się zowie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.