Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

oko zdające się w niej lubować; wzdychał patrzac na nią, jakby żałował lat upłynionych... Gdy August II podszedł... a pan wojewoda nizko się kłaniając przedstawił swą klientkę, król zapytał, trochę złamanym językiem, czémby mógł jéj służyć?
Elżunia zarumieniła się, podniosła oczy, które były łzami zaszły, i poczęła mówić, ośmielając się za każdém słowem.
— N. Panie! przybyłam prosić W. K. Mości o protekcyę i sprawiedliwość — zostałam przez mego męża zdradzoną dla nikczemnéj zalotnicy... potrzebuję zerwać ten węzeł, który mnie łączy z człowiekiem splamionym i bez serca.
— Jakto bez serca? przerwał król żartobliwie, miał go widać aż nadto, kiedy niém tyle osób obdzielał?
— N. Panie, u nas na wsi wszystko się dzieli oprócz serca małżonków, które albo całe do siebie należeć muszą, lub ceny już żadnéj nie mają, odpowiedziała Elżunia. Myśmy ludzie obyczajów prostych i nazywamy każdą rzecz po nazwisku... Mój mąż jest marnotrawcą i rozpustnikiem.
Król, który nie zupełnie sam czysty był w sumieniu pod tym względem, skrzywił się nieco.
— Nie należy być tak srogą i nieubłaganą, rzekł. Młodemu się wiele wybacza... mąż pani wrócić może..
— Do domu, ale nie do mnie — zawołała Elżusia energicznie... Przy dawnych ucztach N. Panie, gdy kto nieczysty rękę włożył do półmiska, drudzy już