Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

z niego nie jedli. Ja jestem tego obyczaju! — Proszę więc W K. Mości o protekcyę, aby mnie do pożycia z nim nie zmuszano.
August II słysząc zapał i widząc gniew z jakim te wyrazy wymówiła, — przypatrując się ognia pełnym oczom Elżuni, uśmiechał się, niby przypomnieniom dawnych czasów. Któż wie? Cosel może przyszła mu na myśl i jéj niepohamowane gniewy a groźby...
— Zaprawdę — pani wybaczoną być może taka surowość, bo kto na nią spojrzy, winowajcy nie przebaczy... ani go nawet zrozumie!! Czy mąż pani ślepym nie był? zapytał król uśmiechając się.
Elżunia spuściła oczy smutnie.
— Komukolwiek przysiągł, N. Panie, z dobrą i nieprzymuszoną wolą, winien był jako człowiek uczciwy dochować przysięgi — jakbykolwiek wyglądała ta, któréj ślubował! rzekła pani Piętkowa.
— Ach! ach! opierając się na lasce począł August, który snadź w téj rozmowie smakował: przysięgi serdeczne rzadko kiedy się dochowują, bo nad sercem, piękna pani — władzy nie mamy!
— Nie idzie mi już o serce jego, zawołała Elżusia — ale o uczciwość! publiczną taką dom okryć i mnie sromotą!
— A! pani jesteś surową! nadto surową! nielitościwą! śmiejąc się z przymusem jakimś mówił król — młodym się wiele wybaczać powinno.
— Tak, póki są młodzi, N. Panie! kto się żeni ten młodym być przestaje!