Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

jąc się na lasce poszedł daléj. Za nim cały dwór począł ciągnąć majestatycznie, i nieprędko wojewoda mógł, podawszy rękę swéj protegowanéj, zaprowadzić ją do miejsca gdzie stały lektyki. Stryj Eligi, niemy i bierny świadek całéj sceny téj, karku tylko sobie nałamał ukłonami, a teraz cisnąc się zdążał za synowicą, szabelkę ściskając w ręku — z wielką w sercu boleścią. Był od króla o kilka kroków tylko, a do ręki jego docisnąć się nie mógł i mozolnie usmażonego łacińskiego komplementu nie powiedział!
Lecz, stało się! nie rozpaczał: nowiusieńkie buty kurdybanowe i łacina owa na drugi raz jeszcze przydać się mogły. Gniewał się tylko trochę na sy nowicę, która tak pięknego zaproszenia królewskiego przyjąć nie chciała!... Powtarzał też po cichu, usprawiedliwione teraz poniekąd wykrzykniki: — Herod-Baba!
W bramie, kędy stały lektyki, zalegał do koła tłum ciekawych, noc była pogodna i piękna. Ci, co do zamku wcisnąć się prawa nie mieli, chcieli być przynajmniéj świadkami jak goście z niego odpływali, przypatrując się strojom i twarzom. Pomiędzy ciekawych nie przypadkowo, ale z rozmysłem wcisnęli się Trzaska i Borodzicz, nie spuszczając z oka lektyki pani Piętkowéj. Stanęli zakrywszy się, aby ich nie spostrzeżono, jak mogli najbliżéj... Przyczyną téj zasadzki było, że Trzaska tegoż dnia w gospodzie przez przepierzenie wysłuchał całéj narady