przynieś mi wiadomość — niech wiem co się stało — ósma dochodzi...
— Ale dokąd iść? alboż znam? wiem? Bażantarnia! Czy ja wiem gdzie te saskie bażanty...
— Powóz weź, przewodnika — co chcesz! idź! błagała Zygmuntowa.
Stary oprzeć się nie mogąc naleganiu, wziął smutny czapkę i wywlókł się z domu. Sam nie wiedział jeszcze ani kogo użyje, ani jak się dostanie gdzie mu trzeba — snuł się ulicą zrozpaczony i machinalnie modlił.
W tem tętent go rozbudził. Jeden z czeladzi wojewody wysłany po lekarza i po księdza mijał go właśnie.
— Stój! zawołał Eligi — co się tam stało? jeździłeś z Rzesińskim?
— A tak, panie.
— Cóż się stało?...
— No nic — rzekł chłopak — pokrwawili się brzydko... Ten pan co go nazywali Wiór czy Trzaska... w bok postrzelony.
— Bardzo?
— Nic mu nie będzie!... co mu ma być?
— A więcéj? zapytał Eligi.
— Więcéj, to ten drugi, mąż pono jejmości waszéj... jak mu tam Łydka czy Pięta?
— Piętka — cóż Piętce?
Chłopak głową pokiwał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.