Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

Spełniłam powinność chrześciańską, tém większą, że człowiek ten był mężem moim... ale na tém koniec — tego dość. On moim mężem nie będzie.
Osłupiał pan Eligi...
— Pan mu to powiedz jak chcesz, dodała — ażeby coś z sobą myślał; a nie, to ja się ztąd wynoszę.
— Jakże ja mu to powiem?
— Tak jak ja to wam mówię....
Poskrobał się w głowę stary.
— Wpadłem dopiero w labety! zawołał — otom wpadł! A! gdybym był mógł przeczuć to wyjeżdżając...
Ledwie tych słów domawiał, ręka pani Zygmuntowéj sparła się na jego dłoniach.
— Dość, rzekła surowo — dość — niepotrzeba już nic.
I wyszła do pierwszéj izby, w któréj Zygmunt siedział przy oknie.
— Doktór pozwolił się przechadzać, chociażby nawet po powietrzu, rzekła; — sądzę, że użyjesz swobody téj i zechcesz się przenieść na własne mieszkanie...
— Jakto? wypędzasz mnie?
— Wyjeżdżam...
— Dokadże?
— Do rodziców.
— Więc będziesz nieubłaganą? zawołał Zygmunt.
— Nie potrzebujesz mnie waćpan błagać — odpowiedziała Elżusia; — jesteśmy sobie obcy — raz zdra-