Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy się z sobą zmierzali, Duparc zawstydzona jakoś zatrzymała się.
— A! rzekła udając podziwienie — toście nie zabici! a myśmy po was już w kieliszki dzwonili, i odtańcowaliśmy po was Requiem, i odśpiewali... Bouna notte. Co za niespodzianka!
Popatrzała nań. — Niepotrzebnieście wstawali zawcześnie, wyglądacie jeszcze jak do trumny... nic z was ludzie jak my zrobić nie mogą. Życzymy do łóżka... do łóżka...
W Zygmuncie zawrzało. Ja sam czuję, żem się do was dziś nie zdał — rzekł — i wierz mi, Duparc — czynisz na mnie wrażenie jakie robi potrawa temu co się jéj najadł niepomomiernie...
To mówiąc odwrócił się i na Dziembie oparty poszedł daléj. Francuzka pięść pokazując mu odwróciła się: — L’impertinent! — Piętka bowiem dosadniéj daleko wyraził się niż my tu tłómacząc myśl jego...
I to było ostatnie spotkanie Zygmusia z kobietą dla któréj szalał tak że jéj swe szczęście, sławę i spokój poświęcił. Tém nudniejszym wydał mu się świat cały... — Gdybym trochę pozdrowiał, rzekł do Dziemby — jadę do domu, nie mam już tu co robić.
Ale, krom tego, że wyzdrowieć musiał, trzeba było Zygmuntowi myśleć o spłaceniu długów aby go z miasta wypuszczono. Na to nie widział prawie sposobu... Zawlokłszy się do izdebki swéj, posłał zaraz po stryja Eligiego.