Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

szawy się wybrał, aby dwór zobaczyć. Król August II właśnie tam naówczas przebywał, a z nim i koło niego kręciło się młodzieży i wojskowych, kobiet pięknych, cudzoziemców, różnych awanturników płci obojéj podostatkiem. Czasy to były opłakane, bo w kraju nieład, a zamieszanie panowało, a w stolicy i u dworu, rozpusta błyszcząca, piękna, strojna i uśmiechnięta.
Młodemu łatwo się było popsuć patrząc na to, a wpadłszy w wir, człowiek się już mimowolnie kręcił. Za pierwszą bytnością Zygmunta w Warszawie, porobił on zaraz znajomości u dworu. Stryja miał na nieszczęście, który z chudego pachołka wydrapał się łaskami saskiemi na urząd dworski i synowca też za sobą do dworu wciągnął. Zygmusiowi nic nie brakło, by się mógł podobać: twarz, postawa, siła, dowcip, humor, przystawały dziwnie do tego kółka. Szalano okrutnie, ucztowano, bawiono się; nie mógł człowiek tchnąć na chwilę, gdy wpadł między tych dworzan, którzy w najsmutniejszych nawet dniach, gdy się wszystko waliło i wywracało, o maszkarach i balach myśleli. Pierwszy raz do Warszawy zawitawszy, powrócił na wieś do Elżusi jak pijany. Nie mógł się jéj naopowiadać o tém co widział, dokazywał, czego był aktorem i świadkiem. Jéj się nie bardzo podobało, ale zmilczała. Zygmuś czuły jeszcze był, spodziewała się, że mu to z głowy wywietrzeje i do dawnego trybu życia powróci,