iść, ale do łóżka potrzeba!... Musieli ci dobrze krwi utoczyć.
— A, jesteś niegrzeczny jak zwierciadło! przerwał mu Zygmunt. — To właśnie powód, dla którego ja teraz przez cały dzień jeść i pić muszę...
Duparc zaczęła się trzpiotać około niego, przyśpieszając wieczerzę. Niekiedy nań spoglądała ukradkiem i zdawała się przerażona widokiem tego trupa mającego zasiąść do wieczerzy.
Zasiedli wszyscy... rozmowa ożywiać się zaczęła... Piętka choć mu lekarz zakazał trunku, nalał sobie szklankę wina, potrzebował przytomności, dowcipu, siły, któréj nie czuł w sobie... Duparc piła, ażeby się nie lękać współbiesiadnika. Laroche pił bo bardzo wino lubił... Fifina nie tykała inaczéj szklanki jak na pół zmieszawszy z wodą.
Podano bażanta, którego Flemming przysłał z rana.
— Zjemy tego Flemminga! zaśmiała się Fifina, spoglądając znacząco na Duparc...
— Dla czego ty to mówisz w liczbie mnogiéj? — przerwała gospodyni — mnie się zdaje, że ja mu podołam sama.
— A! pieczonemu! może! ale żywemu? któż to wie? Wiesz Duparc... takich młodziuchnych bażantów ty nie umiesz jakoś przyswoić...
— A! czyś ty zręczniejsza odemnie?
— Kto to wie?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/196
Ta strona została uwierzytelniona.