Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie zważano wcale na Zygmunta, o którym obie panie wiedziały, że się nie formalizował.
— Żartujesz Fifino — mówiła Duparc popatrzawszy na nią — młodzik za mną szaleje!
— Za tobą! doskonale! i rozśmiała się Fifina — a gdybym ja ośmieliła się utrzymywać toż samo?
— Tobyś kłamała, kochana Fifino...
Dziewczę ramiona białe podniosło...
— A gdybym miała — dowody!
Duparc zerwała się rozpłomieniona, odsuwając krzesło.
— Ty mnie chcesz do passyi przyprowadzić twemi żartami.
— Cicho! cicho... schwyciwszy ją za rękę poczęła Fifina — mówię to przez życzliwość dla ciebie... a zatém cierpliwości, i pomówmy na seryo.
Laroche, który rozmawiał z Piętką, wtrącił się do rozmowy.
— Fifina dziś do poznania się emancypowała...
— Na każdego przychodzi godzina... odparło dziewczę... No, pijmy! jedzmy... a ja wam powiem bajkę o bażancie...
Wszystkich oczy obróciły się na nią.
— Duparc — nie prawdaż? — przysięgłaby, że młody Flemming za nią przepada... a przecięż... ja go jedném palca skinieniem odebrać jéj mogę.
To mówiąc schyliła się do ucha zaczerwienionéj z gniewu i zadziwienia, poczęła coś szeptać śmiejąc się, dobyła z za gorsu karteczkę, przesunęła ją