Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

przed jéj oczyma, i klaskając w ręce wróciła na swe miejsce...
Duparc była rozpromieniona... Laroche przysłuchiwał się ciekawie usiłując odgadnąć o co chodziło.. Piętka śledził każdy ruch Fifiny i słowo, przeczuwając, że ona może coś na jego korzyść uczynić.
— A cóż? a cóż? poczęło dziewczę — nie prawdaż, że pani moja w srogiém niebezpieczeństwie? Otóż tak — dodała podpierając się pod boki — jestem wspaniałomyślna — co mi dasz — a zrzekę się go dla ciebie... Oddam ci całego — pieds et poings liés... Co mi dasz?
— Sprzedasz mi go? zapytała Duparc.
— Może — albo przehandluję...
— Co chcesz za niego? zawołała stara tancerka... no? targujmy się?
— Mogłoby to być... doprawdy bardzo drogo! odparła Fifina. — Sama uważaj, taki młody, taki głuptasek, co to z niego wyciągnąć można?
— Nigdym nie sądził — rzekł Laroche dolewając wina sobie i Zygmuntowi — żeby ta Fifina taka była mądra...
— Widzisz! rozśmiało się dziewczę...
— Mów co chcesz? powtórzyła Duparc...
— Powiadam ci mogłabym zażądać bardzo wiele... Naprzykład serwisu porcellanowego, który masz od króla... srébra, które ci młody Brühl darował.
— A! bezwstydna doprawdy!
— Tak, mogłabym nawet żądać obojga... i tegoby