nie było za wiele... ty mu piękniejszych piórek uskubiesz, temu bażantowi złotemu! Babka ich dostarczy... ale ja mam fantazye — dam ci go taniéj.
— Za co? za co? spytała Duparc.
— Głośno powiedzieć nie mogę — poczęła Fifina.
— Mów na ucho...
Dziewczę pochyliło się ku niéj, a okiem pobiegło ku Zygmuntowi, jakby mu chciało dać znać, że się jego sprawa toczy. Duparc rozśmiała się i ruszyła ramionami.
— Nie mogę, rzekła; wybierz co innego...
— Ja czego innego nie chcę! — c’est à prendre ou à laisser? Daję ci kwandrans czasu do namysłu...
Tanecznica obejrzała się w koło, wzrok jéj padł na Zygmunta, który szczęściem wesołą rozmową bawił Larocha, szydząc z ostatniego pojedynku. Może jakieś podejrzenie miała — lecz to się rozwiało zaraz, zwróciła się do Fifiny.
— Ale mi oddasz karteczkę?
— W zamian za to... com mówiła i — jutro jadę do Lipska... jeśli chcesz! a po jutrze, będę na drodze do Brukselli...
Jeszcze się namyślała Duparc, gdy Laroche trącił ją ręką i szepnął:
— Trzeba się jéj pozbyć bądź co bądź; zaczyna być nadto przebiegłą...
Obie kobiety spojrzały na siebie i wstały od stołu.
— Przepraszam... wracam w téj chwili — skacząc
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.